Mizoginiofobia dla opornych

Nie da się polecić książki Ophelii Benson i Jeremiego Stangrooma „Dlaczego Bóg nienawidzi kobiet?”  z lekkim sercem.

Po przeczytaniu pierwszego jej rozdziału, serce jest ciężkie a umysł obity przez opisy przemocy jakim poddawane są kobiety na całym świecie, w imię religii, bądź za jej przyzwoleniem. Nim człowiek niepozbawiony odrobiny empatii dotrze do argumentacji, analiz i dekonstrukcji przedstawionych przez amerykańską filozof i brytyjskiego socjologa, musi się przygotować na gwałt za gwałtem, cios za ciosem. I zabieg ten, zdaje się, nie jest bezcelowym epatowaniem czytelnika przemocą. Dzięki temu przełamywane jest w nas poczucie dystansu, obcości problemów, wychodzimy z roli odbiorcy newsów, oddzielonego szklaną szybą od zjawiska. Autorzy wielokrotnie potrząsają nami, by w końcu powiedzieć: „Teraz słuchaj…”.

W tym miejscu opis przemocy ustępuje miejsca analizie powiązań między religią, kulturą i tradycją a przemocą wobec kobiet. Mowa jest tu w pewnym stopniu o wszystkich religiach, różnych odłamach chrześcijaństwa, hinduizmie, ortodoksyjnym judaizmie, ale ze wskazaniem na islam jako najbardziej mizoginiczną z nich wszystkich. „Honorowe zabójstwa, okaleczanie kobiecych narządów płciowych, przymusowe małżeństwa, małżeństwa z dziećmi, surowa kontrola kobiecej seksualności, ograniczanie wolności osobistej, średniowieczne zasady dotyczące strojów i tym podobne”, zdaniem Benson i Stangrooma, „wiążą się głównie z islamem”.

Duża część książki poświęcona jest argumentacji apologetów islamu. Obnażone są tezy orientalistki Karen Armstrong czy Rezy Aslana, którzy starają się jak tylko mogą ominąć związek religii i przemocy wobec kobiet. Prześwietlana jest Kairska Deklaracja Praw Człowieka oraz próby rozmydlania odpowiedzialności tej religii za okaleczanie genitaliów kobiet.

Oczywiście mowa jest także o innych religiach, jednak mniej w kontekście przemocy fizycznej, a bardziej rozpracowując pogląd, iż idealnym miejscem spełnienia się kobiety jest „kuchnia, a nie świat”. Jednak ta dominacja islamu jako źródła przemocy wobec kobiet powoduje, że autorzy piszą rozdział „Islam, islamofobia i ryzyko”. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że teraz ateiści na kolanach, w imię poprawności politycznej, wycofają się ze swoich tez, by nie zostać oskarżonym o podżeganie do nienawiści.  Ten rozdział jest brawurowym atakiem na samą definicję islamofobii, powołującym się na Kenana Malika: „Islamofobia nie jest już terminem opisującym antymuzułmańskie uprzedzenia, lecz zaleceniem, co można, a czego nie można powiedzieć o islamie”. Islamofobia jawi się tutaj jako narzędzie zamknięcia debaty i kontroli wypowiedzi. Tak, mówią autorzy, zgadzamy się, że krytyka może ranić uczucia muzułmanów, może stawiać ich w złym świetle, ale brak krytyki to uznanie tych wierzeń i praktyk za niegroźne.

Czy tych oskarżeń o islamofobię obawiało się Wydawnictwo Czarna Owca, skoro na okładce streszczającej książkę, w 80% traktującą o islamie, nie znalazło się straszne słowo na „i”? Nadzieją natomiast napawa fakt, że „matronat” nad książką objęła Feminoteka. Jeszcze dwa lata temu, jedna z jej aktywistek miotała wobec nas oskarżenia o islamofobię oraz bardzo krytycznie odnosiła się do dokumentalnego filmu „Przyrzeczona” traktującego o Turczynce ukrywającej się w Niemczech przed honorowym mordem ze strony swojej rodziny. Gratulujemy dobrego wyboru.(pj)

Jan Wójcik

Dlaczego Bóg nienawidzi kobiet?

Ophelia Benson, Jeremy Stangroom

Wydawnictwo Czarna Owca

Wydanie I, Warszawa 2011

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign