Mamy do czynienia ze starciem cywilizacji

Francuskie społeczeństwo jest zagrożone, twierdzi francuski filozof Alain Finkielkraut w swojej nowej książce. W rozmowie z „Der Spiegiel” konserwatysta opowiada o potrzebie lepszej integracji muzułmańskich imigrantów i o tym, co postrzega jako porażkę multikulturalizmu.

2

SPIEGEL: Czy przyglądając się współczesnej Francji czuje się pan nieszczęśliwy?

Finkielkraut: Boli mnie, że zagrożona jest francuska wizja europejskiej cywilizacji. Francja jest w trakcie przekształcania się w społeczeństwo postnarodowe i wielokulturowe. Wydaje mi się, że ta przemiana nie przynosi nic dobrego.

SPIEGEL: Dlaczego pan tak uważa? Postnarodowe i wielokulturowe społeczeństwo brzmi raczej obiecująco.

Finkielkraut: Przedstawia nam się to jako wzór na przyszłość, ale wielokulturowość wcale nie oznacza, że kultury mieszają się ze sobą. Dominuje brak zaufania, szerzy się komunitaryzm, żyjące obok siebie wspólnoty systematycznie oddalają się od siebie.

SPIEGEL: Czy mówiąc to nie ulega pan prawicowym obawom przed zmierzchem naszej cywilizacji?

Finkielkraut: Niższa klasa średnia – Francuzi, których nikt już nie ośmieli się nazywać Français de souche (rodowitymi Francuzami) – już zaczęła przenosić się z paryskich przedmieść do podparyskich wiosek. W niektórych dzielnicach doświadczyli bycia mniejszością we własnym kraju. Nie boją się obcych, ale raczej tego, że sami staną się obcy.

SPIEGEL: Jednak Francja zawsze była krajem imigrantów.

Finkielkraut: Uparcie powtarza się nam, że imigracja jest niezmiennym elementem francuskiej tożsamości. To jednak nie jest prawdą. Migracja zarobkowa zaczęła się w dopiero w XIX w. Natomiast dopiero po I wojnie światowej, która poniosła ze sobą miliony ofiar, granice dla imigrantów zostały szeroko otwarte.

SPIEGEL: Imigracja w większym stopniu ukształtowała Francję niż Niemcy.

Finkielkraut: Dotychczas imigracja szła ramię w ramię z integracją z francuską kulturą. Takie obowiązywały zasady. Dziś wielu imigrantów nie chce ich już przestrzegać. Zresztą, w jaki sposób imigranci mogą się integrować, jeśli stanowią większość we własnych dzielnicach? Wcześniej zdarzały się małżeństwa mieszane, jednak ich liczba spada. Wielu muzułmanów w Europie ulega reislamizacji. Kobieta nosząca chustę w jasny sposób oświadcza, że w jej przypadku małżeństwo z niemuzułmaninem nie wchodzi w grę.

SPIEGEL: Czy nie jest tak, że wielu imigrantów znajduje się na marginesie społeczeństwa ze względów ekonomicznych?

Finkielkraut: Lewica chciała rozwiązać kwestię imigracji, traktując ją jako problem socjalny i obwieściła, że zamieszki na przedmieściach były swego rodzaju walką klas. Sugerowano nam, że ci młodzi ludzie protestowali przeciw bezrobociu, nierówności i braku możliwości awansu społecznego. W rzeczywistości jednak mieliśmy do czynienia z prawdziwą erupcją wrogości w stosunku do francuskiego społeczeństwa. Nierówności społeczne nie usprawiedliwiają antysemityzmu, podobnie jak mizoginii czy obraźliwych komentarzy w stylu „brudni Francuzi”. Lewica nie chce dopuścić myśli, że mamy do czynienia ze starciem cywilizacji.

SPIEGEL: Gniew tych młodych ludzi podsycany jest również wysokim bezrobociem. Odwracają się od społeczeństwa, ponieważ czują się wykluczeni.

Finkielkraut: Jeśli bezrobocie jest tak wysokie, oznacza to, że należy skuteczniej kontrolować imigrację. Najwyraźniej nie ma dość pracy dla wszystkich. Wystarczy jednak zapytać nauczycieli pracujących w trudnych dzielnicach – z ogromną trudnością przychodzi im nauczanie czegokolwiek. W porównaniu do raperów i dilerów, nauczyciele zarabiają tak śmiesznie mało, że spotykają się z pogardą. Dlaczego uczniowie mieliby brać z nich przykład? Bardzo wielu młodych ludzi nie chce uczyć się czegokolwiek o francuskiej kulturze. To sprawia, że trudniej znaleźć im pracę.

SPIEGEL: Czy widział pan kiedyś na własne oczy dzielnice, o których pan mówi?

Finkielkraut: Oglądam wiadomości, czytam książki i śledzę badania. Nigdy nie polegałem na intuicji.

SPIEGEL: W USA współistnienie różnych wspólnot prezentuje się lepiej. Amerykanie nie są przywiązani w tym samym stopniu, co Europejczycy, do jednorodnej, narodowej kultury.

Finkielkraut: Stany postrzegają siebie jako kraj imigracji, a co jest najbardziej imponujące w tym wielokulturowym społeczeństwie, to siła jego patriotyzmu. Można było to doskonale zaobserwować po atakach z 11 września. We Francji, po ubiegłorocznych atakach na francuskich żołnierzy i żydowskie dzieci w Tuluzie i Montabaun, widzieliśmy zupełnie odmienną sytuację: dla niektórych Mohamed Merah, który dokonał zamachów, był bohaterem. Coś takiego byłoby nie do pomyślenia w Stanach. Amerykańskie społeczeństwo jest ojczyzną dla każdego. Wątpię, aby wiele dzieci imigrantów we Francji postrzegało to w ten sposób.

SPIEGEL: W Stanach imigranci bardzo łatwo mogą poczuć się Amerykanami. Być może Francja nieco za wysoko stawia poprzeczkę?

Finkielkraut: We Francji nie pozwala się uczennicom chodzić w chustach w szkole. Korzystają na tym również muzułmanie, którzy nie mają zamiaru zamykać się w religijnej klatce i nie życzą tego swoim żonom i córkom. Francja jest cywilizowanym krajem, więc warto zadać sobie pytanie, na czym polega uczestnictwo w tej cywilizacji. Czy oznacza to, że rodzimi mieszkańcy muszą spuszczać nisko głowy, tak, aby inni mogli szerzyć swoje zwyczaje? Czy chodzi tu o przekazywanie innym własnej kultury?

SPIEGEL: Czy współczesna francuska tożsamość wciąż ukształtowana jest przez rewolucję z 1789 r.?

Finkielkraut: W 1989 r., w dwusetną rocznicę rewolucji, podpisałem petycję sprzeciwiającą się noszeniu islamskich chust. Dla mnie miało to związek z koncepcją świeckiego państwa, która dziś jest tak szeroko krytykowana. W tamtych czasach Francja wierzyła, że takie rozwiązanie było wzorem dla całego świata, a dziś wypomina się nam naszą odmienność w tej kwestii. Nie walczymy już o eksportowanie naszych wzorców. Musimy pozostać skromni, ale wytrwali.

SPIEGEL: Czy współczesny sekularyzm nie jest pretekstem do agresywnego odrzucenia islamu?

Finkielkraut: Dlaczego miałoby tak być? Zabroniliśmy zasłaniania twarzy, ale nie ograniczyliśmy człowieka. Zauważmy, że niedawno uczennicom nakazano chować pod bluzką krzyżyki i medaliony z Matką Boską, które nosiły na łańcuszkach. Nie wymagamy więc wiele, jedynie odrobiny powściągliwości z obu stron. Nie ma to nic wspólnego z agresją w stosunku do muzułmanów.

SPIEGEL: Czy islam nie stał się już dawno częścią Europy, częścią Francji i Niemiec, jak ujął to były niemiecki prezydent Christian Wulff?

Finkielkraut: Były prezydent Francji, Jacques Chirac, wyraził podobną opinię. Islam być może stanie się kiedyś częścią Europy, ale dopiero wtedy, gdy sam ulegnie europeizacji. Wskazywanie innym ich inności nie jest niczym obraźliwym.

SPIEGEL: No tak, ale muzułmanie są już w Europie. Czy nie oznacza to, że do niej należą?

Finkielkraut: Należy raczej zadać pytanie: Na czym polega ich bycie tutaj? Imigranci nic nie tracą przyznając, że różnią się od lokalnej ludności. Tymczasem dziś muzułmanie we Francji chętnie wykrzykują, że „są Francuzami w równym stopniu, co my”. Moim rodzicom tego typu opinie nigdy nie przyszłyby do głowy [A.F. sam pochodzi z rodziny imigrantów – przyp.red]. Również ja nigdy nie powiedziałbym, że jestem Francuzem w tym samym stopniu, co Charles de Gaulle.

SPIEGEL: We Francji imigranci podlegają prawu ziemi, co oznacza, że ich dzieci, urodzone na terytorium Francji, mają prawo do francuskiego obywatelstwa. Czy chciałby pan wycofać to prawo?

Finkielkraut: Nie. Niemniej jednak, odkładając na bok kwestię równości praw, dzieci te uzyskują francuskie obywatelstwo w sposób niezwiązany z pochodzeniem. Automatyczne prawo do francuskiego obywatelstwa sprawia, że wielu Francuzów czuje się dziś niekomfortowo, ponieważ zapomina się przy tym o znaczeniu francuskiego obywatelstwa. Podobnie jak większość Europejczyków, Francuzi mają poczucie, że imigracja stała się niekontrolowanym procesem, czymś, co się wydarza, choć niekoniecznie jest pożądane. Państwa nie mają już kontroli nad tym zjawiskiem, po prostu mu tylko towarzyszą.

* * *

Alain Finkielkraut to jeden z najwybitniejszych francuskich filozofów i eseistów. W swojej twórczości Finkielkraut opisuje kryzys francuskiej tożsamości. Autor bada zjawisko, które postrzega jako konfrontację rodzimych Francuzów z imigrantami, wykraczając poza polityczne i społeczne ramy problemu. Jego najnowsza książka, „L’Identité Malheureuse” (dosłownie: „Nieszczęśliwa tożsamość”), stała się we Francji przedmiotem gorącej debaty.

Oprac. Bohun na podstawie wywiadu przeprowadzonego przez Mathieu von Rohra i Romaina Leicka z Alainem Finkielkrautem: www.spiegel.de

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign