Liban na krawędzi

Specjalny trybunał ONZ uznał 18 sierpnia działacza Hezbollahu winnym przygotowania morderstwa libańskiego premiera Haririego w 2005 roku. Trzech innych członków organizacji zostało uniewinnionych. Kara zostanie orzeczona za kilka tygodni, ale Hezbollah nie przyznawał się do odpowiedzialności, nie uznaje procesu i nie wyda skazanego sądowi.

Jest to kolejny etap rozpadu libańskiego państwa

Rafik Hariri był najważniejszym politykiem libańskim przełomu wieków i jednocześnie najbogatszym człowiekiem w Libanie. Był sunnitą (w libańskim systemie politycznym premier musi być sunnitą, prezydent chrześcijaninem, a marszałek parlamentu szyitą), popieranym zarówno przez Arabię Saudyjską jak i Zachód. Z niewielką przerwą był premierem w okresie 1992-2004, doprowadzając do odbudowy Libanu po zniszczeniach wojny domowej, jaka zrujnowała ten kraj w latach 1975-90. Ustąpił ze stanowiska, gdy nie był w stanie doprowadzić do realizacji uchwały Rady Bezpieczeństwa ONZ, wzywającej do wycofania wojsk syryjskich z Libanu i do rozbrojenia szyickiego Hezbollahu.

14 lutego 2004 roku furgonetka wypełniona materiałami wybuchowymi i prowadzona przez kierowcę samobójcę (jego tożsamość nie jest do dziś znana) wybuchła w pobliżu kawalkady samochodów, towarzyszącej Haririemu, zabijając jego i 21 innych osób. Od początku podejrzanymi byli Syria i Hezbollah. Masowe protesty libańskiego społeczeństwa, które nazwano „Cedrową rewolucją”, zmusiły Syryjczyków do wycofania swoich wojsk, ale Hezbollah się nie rozbroił. Przeciwnie, stawał się coraz silniejszy, a dzisiaj jest potężniejszy niż armia libańska. W międzyczasie zdobył doświadczenie militarne walcząc z Izraelem w 2006 roku i od ośmiu lat aktywnie wspierając syryjskiego prezydenta Asada w wojnie domowej.

Hezbollah jest dziś znacznie silniejszy, natomiast Liban niemal nie istnieje politycznie i gospodarczo.

Rząd libański podał się do dymisji, gdy tłumy wściekłych ludzi wyszły na ulice po wybuchu, do jakiego doszło w porcie w Bejrucie dwa tygodnie temu. Zginęło wówczas ponad 170 osób, 5 tysięcy zostało rannych, znaczna część stolicy została zniszczona. Wybuchła ogromna ilość saletry amonowej, przechowywanej w magazynach bez należytego zabezpieczenia. Za port odpowiadali ludzie z Hezbollahu.

Masowe demonstracje domagające się zmiany całego systemu politycznego, opartego na podziale władzy między wyznania religijne i totalnie skorumpowanego, odbywały się przez tygodnie przed pandemią (pisaliśmy o tym tutaj). Doprowadziły wyłącznie do zmiany rządu – na którego czele stanął zresztą jeden z synów Haririego – ale demonstrantów nie zadowoliły, bo rządzi nadal stara skorumpowana elita.

Wybuch w porcie, pokazujący niemoc i niesprawność państwa, jeszcze wzmocnił nastroje rewolucyjne, podsycane dramatycznym spadkiem poziomu życia. Nawiasem mówiąc, do skorumpowania systemu walnie przyczynił się zamordowany premier – jego majątek w latach 1992-2004 wzrósł z jednego do szesnastu miliardów dolarów.

Gospodarka Libanu jest w zapaści. Gigantyczne zadłużenie publiczne i ogromny deficyt budżetowy, bezrobocie, wszechobecna korupcja, hiperinflacja, oznaczają, że poziom życia będzie spadał nadal i bez pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego kraj nie ma szans na poprawę sytuacji. Pomocy IMF nie będzie jednak , póki nie będzie stabilnego rządu, gotowego wdrażać konieczne reformy. Rządu nie będzie, póki nie zostanie zmodernizowany system polityczny kraju. A system polityczny nie zostanie zmodernizowany między innymi dlatego, że sprzeciwia się temu Hezbollah.

Skazanie jednego z działaczy Hezbollahu za udział w zamordowaniu Haririego jest dla tej organizacji prestiżowym ciosem, który wzmacnia głosy w Libanie, domagające się ograniczenia jej działania i rozbrojenia. Dobrowolnie Hezbollah się na to nie zgodzi, raczej wywoła kolejną wojnę z Izraelem, żeby przedstawić się w roli obrońcy Libanu.

Organizacja nie zgodzi się też na zmianę systemu politycznego, nie tylko dlatego, że korzysta z aktualnego układu, bo ma w rządzie ministrów a pieniądze państwowe płyną do jego ludzi i instytucji. Nie zgodzi się, bo w normalnym kraju nie mogą istnieć siły zbrojne niepodporządkowane rządowi; to rząd ma zawsze monopol na używanie przymusu w państwie. Tymczasem Hezbollah jest obecnie częścią irańskiego projektu zapewnienia szyickich wpływów na Bliskim Wschodzie i przez Iran jest wspierany militarnie i finansowo. Bez wojska byłby co najwyżej organizacją pomocy społecznej dla libańskich szyitów, na to Iran się nie zgodzi.

Bahaa Hariri, jeden z synów zamordowanego polityka, po ogłoszeniu wyroku opublikował na portalu „Arab News” tekst „Dla Hezbollahu nie ma miejsca w przyszłości Libanu”, w którym popiera przejście kraju do normalnego systemu demokratycznego, gdzie partie zdobywają poparcie ze względu na programy a nie przynależność religijną przywódców. W koniecznym rozbrojeniu Hezbollahu i zapewnieniu porządku miałyby według niego brać udział wojska ONZ, które obecnie stacjonują na granicy libańsko-izraelskiej, a których rola zostałaby poszerzona.

Bardzo to jednak wątpliwe – wojska ONZ nie są używane do rozbrajania religijnych armii, nawet jeśli te armie są nielegalne. Nie ma też żadnej szansy, żeby kraje NATO wysłały swoje wojska do Libanu, chociaż część z nich uznaje cały Hezbollah za organizację terrorystyczną, a wszystkie uznają za terrorystów jego skrzydło wojskowe. Politycy dobrze pamiętają krwawy zamach w 1983 roku na pokojowe siły interweniujące w libańskiej wojnie domowej, w którym zginęło 248 Amerykanów i 57 Francuzów.

Sytuacja Libanu jest niemal beznadziejna. Skompromitowany Hezbollah, który za wszelką cenę będzie bronił swojej pozycji militarnej i politycznej, głęboki kryzys gospodarczy, z którego wyjście zapewniłby tylko stabilny i popierany powszechnie rząd, system polityczny, który nie jest w stanie takiego rządu wyłonić. W najlepszym razie czeka Liban długi okres wstrząsów politycznych, w najgorszym – nowa wojna domowa.

Problemy kraju, leżącego tysiące kilometrów od Polski, nie są jednak dla nas bez znaczenia. Załamanie gospodarcze ma bezpośredni wpływ nie tylko na miejscową ludność, ale i na półtora miliona przebywających tam uchodźców syryjskich. Pogorszenie sytuacji gospodarczej, nie mówiąc o ewentualnym konflikcie wewnętrznym, skłoni nie tylko tych uchodźców, ale i część ludności Libanu do szukania nowych możliwości w Europie. Do Cypru, należącego do Unii Europejskiej, są z Libanu morzem tylko 264 kilometry.

Grzegorz Lindenberg

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Grzegorz Lindenberg

Socjolog, dr nauk społecznych, jeden z założycieli „Gazety Wyborczej”, twórca „Super Expressu” i dwóch firm internetowych. Pracował naukowo na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Harvarda i wykładał na Uniwersytecie w Bostonie. W latach '90 w zarządzie Fundacji im. Stefana Batorego. Autor m.in. „Ludzkość poprawiona. Jak najbliższe lata zmienią świat, w którym żyjemy”. (2018), "Wzbierająca fala. Europa wobec eksplozji demograficznej w Afryce" (2019).

Inne artykuły autora:

Uwolnić Iran z rąk terrorystów i morderców

Afganistan – przegrany sukces

Pakistan: rząd ustępuje islamistom