Konspiracja made in Turkey

Państwo, w którym w ciągu ostatniego miesiąca prawie 60 osób, w tym dwóch emerytowanych generałów zostaje oskarżonych o zawiązanie spisku przeciwko najwyższej władzy publicznej może nie wydawać się zbyt stabilne.  Jednak biorąc pod uwagę specyfikę tureckiej polityki, takie wydarzenia nikogo już nie dziwią.
Erdogan

Żeby zrozumieć, co naprawdę mogą oznaczać ostatnie aresztowania wymierzone w enigmatyczną organizację o nazwie Ergenekon, należy wskazać najważniejsze siły polityczne Turcji. Władzę w państwie dzierżą premier Recep Tayyıp Erdoğan, założyciel rządzącej od 2003 roku proislamskiej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) oraz wywodzący się z tej samej partii, wybrany w wielkich bólach przez parlament w 2007 roku, prezydent Abdullah Gül. AKP oskarżane jest przez swoich przeciwników o sprzyjanie wojującemu islamizmowi, dążenie do przeistoczenia Turcji z państwa laickiego w wyznaniowe oraz do całkowitego zmonopolizowania władzy. Sama AKP przedstawia się jako świecka partia o umiarkowanie konserwatywnych poglądach. Jak jest naprawdę, trudno jednoznacznie określić. AKP powstała na zgliszczach dwóch partii (Partii Dobrobytu i Partii Cnoty) zdelegalizowanych w latach 90 za fundamentalizm . Z jednej strony to AKP chciała wprowadzić srogie kary za zdradę małżeńską, zmienić program nauczania religii w szkołach na bardziej proislamski a także  walczyła o zmianę konstytucji pozwalającą kobietom nosić chusty na uniwersytetach i w miejscach publicznych. W 2006 roku wywodzący się z tej partii minister spraw zagranicznych wysyłał instrukcje tureckim misjom dyplomatycznym, by udzielały poparcia grupie islamskich fundamentalistów, nazywanej Milli Görüş – określonej przez sąd w Hamburgu jako „największe zagrożenie” dla ładu demokratycznego w Niemczech. Jednocześnie, co paradoksalne – to AKP wydaje się najbardziej dążącą  do integracji z Unią Europejską siłą polityczną, wdrażającą kluczowe dla państwa reformy polityczne i gospodarcze, które z religijnym radykalizmem nie mają zupełnie nic wspólnego.

Armia w służbie Atatürka

Drugą najważniejszą siłą w Turcji jest armia. Tradycyjnie strzegąca idei głoszonych od lat 20 XX wieku przez Ojca Wszystkich Turków, Kemala Atatürka – przede wszystkim laickości państwa. W przeszłości nie stroniła od wtrącania swoich trzech groszy do polityki, czego dowodem są trzy „klasyczne” zamachy stanu – z 1960, 1971 i 1980 roku – i jeden nazywany przez specjalistów „postmodernistycznym” z 1997 roku. Właśnie wtedy generałowie nie  decydując się na wyprowadzenie czołgów i uzbrojonych żołnierzy na ulice, wymusili na premierze Necmettinie Erbakanie „dyżurnym islamiście kraju” rezygnację z urzędu. Ogromne znaczenie polityczne armii było wynikiem braku jakiejkolwiek kontroli cywilnej. Sami generałowie wyrośli na elitę polityczną kraju i wielokrotnie grozili przeprowadzeniem kolejnego zamachu stanu w imię kemalistycznych haseł. Sytuacja zaczęła się zmieniać od początku kadencji Erdoğana, kiedy przywileje wojska stopniowo ulegały  ograniczeniu – oficjalnie wszystko w ramach integracji z Unią Europejską, z którą w 2005 roku Turcja ponownie otworzyła negocjacje akcesyjne. Najważniejszą zmianą była reforma Rady Bezpieczeństwa Narodowego, organu przy użyciu którego usunięto Erbakana w 1997 roku. Rada, składająca się z premiera, prezydenta i pięciu generałów od 2003 roku ma w sprawach państwa jedynie głos doradczy a nie jak dotychczas decydujący. Ponadto, zagwarantowano parlamentarną kontrolę wydatków wojska kwestię podstawową dla państw demokratycznych. Zliberalizowano prawo do stowarzyszania się i posługiwania językami mniejszości (głównie chodziło o Kurdów), jak również wzmocniono walkę z problemem  tortur stosowanych przez państwo. Zlikwidowano słynny paragraf 8. ustawy antyterrorystycznej, który często był wykorzystywany do pozbywania się niewygodnych intelektualistów. Od tego czasu armia prowadzi z AKP regularną wojnę na słowa i czyny, otwarcie grożąc kolejnym puczem.

AKP nie umiera nigdy

W marcu 2008 roku odbyła się kolejna bitwa o władzę i to z użyciem ciężkiej artylerii. Szef tureckiej prokuratury oskarżył AKP przed Sądem Najwyższym o łamanie konstytucji. Partii, która w wyborach uzyskała 46,6 % głosów. Groziła polityczna izolacja i wykluczenie na 5 lat z życia politycznego kraju 71 jej członków.  Podobny wyrok, wisiał także nad prezydentem Gülem i samym Erdoğanem. W oskarżeniu zawarto zarzuty o sprzeniewierzanie się członków partii świeckim wartościom które są  podstawą tureckiego systemu politycznego. Ponadto prokurator oskarżył turecki rząd o utrzymywanie kontaktów z partiami islamistycznymi zdelegalizowanymi w latach 90. Postawił też zarzut o to, że sympatycy AKP oddani „ideom islamizmu” konsekwentnie infiltrują struktury państwowe. Dowody w sprawie, na pierwszy rzut oka mogły wydawać się nieco przypadkowe -w tym także  partyjna dyrektywa zakazująca sprzedaży napojów alkoholowych, tworzenie miejsc tylko dla kobiet w miejscach publicznych, dystrybucja egzemplarzy Koranu z logo partii AKP. Trybunał Konstytucyjny ostatecznie oddalił zarzuty wobec AKP odbierając jej tylko część państwowych subwencji przeznaczonych na finansowanie partii politycznych. Jednak Sprawa ta, odbiła się w całej Europie szerokim echem. Głosy czołowych polityków Unii Europejskiej  czy przewodniczącego Rady Europy świadczyły, że wyraźnie odetchnęli oni z ulgą – wyrok delegalizujący AKP, które  cieszy się tak dużym poparciem społecznym mógłby dobić i tak już kompletnie zdestabilizowany region.

Więcej na: notabene.org.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign