Je suis…?

Kiedy islamscy terroryści strzelali do Żydów pisaliśmy „Je suis Juif” i nikt nie miał z tym większego problemu. Opory, u niektórych, pojawiły się po tym jak islamiści wymordowali redakcję satyrycznego francuskiego pisma „Charlie Hebdo”. Z uwagi na ostrą antyreligijną satyrę „Je suis Charlie” niektórym nie przechodziło przez usta.

Po zamachach na klub homoseksualistów w Orlando, kiedy konsekwentnie napisałem na Facebooku „Je suis gay”, opór stał się jeszcze większy. Niewybredne żarty kolegów, którzy nie potrafili odnaleźć się w tej tragedii, a którym napisanie „jestem gejem” sprawiało wyraźny problem w sferze męskiej samooceny, powodują że trzeba wyjaśnić, co to oznacza, gdy mówimy „je suis…”.

Chyba nikt nie sądzi, że gdy napiszę „Je suis Juif” to pobiegnę do najbliższej synagogi się obrzezać? Kiedy napiszę „Je suis Charlie”, to nie spływa na mnie geniusz rysownika i nadal domek to szczyt moich możliwości. I tak samo pisząc „Je suis gay” nie zaczynam odczuwać ciągoty do mężczyzn.

Mówiąc „Je suis…”, mówię: staję po ich stronie jako ofiar. Będziecie strzelać do nich, to będziecie musieli strzelać do nas wszystkich, bo ich nie zostawimy. To jest sens trzymania się różnych grup razem wobec islamistycznego zagrożenia. To zrozumienie, że kiedy strzelają do Żydów, rysowników i gejów, strzelają do naszego społeczeństwa.

Ktoś zaproponował, żeby pisać „Je suis kafir” – „Jestem niewiernym”, ponieważ obejmuje to wszystkie przypadki i wskazuje na sprawcę. Jest to jakaś propozycja, ale po wczorajszym „Je suis gay” mam wrażenie, że jest to jednak unik, który nie pokaże solidarności z grupą, która jest akurat na celowniku, bo jednak żydzi zginęli nie z tego powodu, że są niewierni, tylko dlatego, że są żydami; rysownicy z powodu tego, co narysowali na temat Mahometa, a homoseksualiści, bo „szerzyli zepsucie”.

Nie obawiałbym się też, że mówiąc „Je suis…” popieram grupy, których cele mogą być akurat sprzeczne z moimi, czy których działań nie akceptuję. Mówię to dlatego, że pomimo różnic w poglądach nie pozwolimy, żeby całe nasze społeczeństwo zostało ograbione z indywidualnej wolności. Taka deklaracja to odzwierciedlenie słów luterańskiego pastora Martina Niemöllera:

Kiedy naziści przyszli po komunistów, milczałem,
nie byłem komunistą.
Kiedy zamknęli socjaldemokratów, milczałem,
nie byłem socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem,
nie byłem związkowcem.
Kiedy przyszli po Żydów, milczałem,
nie byłem Żydem.
Kiedy przyszli po mnie, nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować.

Jan Wójcik

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Jan Wójcik

Założyciel portalu euroislam.pl, członek zarządu Fundacji Instytut Spraw Europejskich, koordynator międzynarodowej inicjatywy przeciwko członkostwu Turcji w UE. Autor artykułów i publikacji naukowych na temat islamizmu, terroryzmu i stosunków międzynarodowych, komentator wydarzeń w mediach.

Inne artykuły autora:

Torysi boją się oskarżeń o islamofobię

Kto jest zawiedziony polityką imigracyjną?

Afrykański konflikt na ulicach Europy