Izrael: realiści to nie znaczy twardogłowi

JanSuzane Krasner jest Amerykanką zamieszkałą w Izraelu, działa w American Friends for a Safe Israel. Jej rozważania o zmianach w przywództwie partii Likud nabierają szczególnego znaczenia w kontekście rozpoczęcia (już po ich opublikowaniu) przez Izrael i Autonomię Palestyńską kolejnych negocjacji.  

Media już nazywają nowo wybranych przywódców partii Likud „twardogłowymi”. Dodają, że izraelskie „jastrzębie” zdobyły władzę w rządzie dzięki wyborom wewnątrzpartyjnym z końca czerwca.

Wiceminister obrony Danny Danon został przewodniczącym komitetu centralnego partii, a wicemister spraw zagranicznych Zeev Elkin przejął zarządzenie biurem Likudu. Obaj są otwartymi przeciwnikami rozwiązania polegającego na utworzeniu dwóch państw i mają duży wpływ na nowo wybrany rząd Izraela. Oczekiwane rezultaty głosowania Likudu będą dużą przeszkodą dla wszelkich negocjacji premiera Netanjahu, szczególnie tych, które wymagają ustępstw na rzecz Palestyńczyków.

Tak naprawdę nie są oni „twardogłowi”, tak samo jak większość z 2808 członków Komitetu Centralnego Likudu, która wzięła udział w głosowaniu. Są oni „realistami”, ponieważ widzą, jaka jest prawda i chcą się z tym zmierzyć. Dzięki temu będą w stanie zaproponować bardziej realistyczne pomysły oraz wypracować rozsądne rozwiązania.

Określenia “twardogłowi i jastrzębie” kojarzą się z brakiem elastyczności, ekstremizmem i głodem władzy dla zagarniania terenów… tymczasem ci Izraelczycy nie przejawiają żadnej z tych cech. Wielu członków Knesetu urodziło się i mieszka w Izraelu od dziesięcioleci, widząc na własne oczy ciągnącą się bez końca zdradziecką taktykę przywódców OWP (Organizacja Wyzwolenia Palestyny). Nie są już oni w stanie kontynuować tej farsy.

A na czym ona polega? Na obarczaniu winą [Izraela] oraz podejmowaniu negocjacji pokojowych, podczas których proszą o ustępstwa i stawiają żądania jeszcze przed zajęciem miejsc przy stole rozmów. Obwiniają oni Izraelczyków o nie zgadzanie się na te warunki wstępne, będące rzekomo aktem dobrej wiary. A świat oczywiście dalej wierzy, że Palestyńczycy-Arabowie naprawdę chcą negocjować, natomiast Żydzi tworzą tylko trudności. Jest to największe kłamstwo od czasów „stworzenia” Palestyńczyków jako narodu.

Członkowie parlamentu, a także wielu obywateli, mieszkają w Izraelu przez całe lub większość swojego życia. Ich doświadczenie z pierwszej ręki jest inne niż to, co  pokazują na arenie światowej jednostronne, propalestyńskie i proarabskie media. Izraelczycy otworzyli oczy na rzeczywistość. Ich głosy nie są już oparte na nadziejach i marzeniach, mitach oraz kłamstwach, rozprzestrzenianych przez antysemitów i wyznawców Koranu, których celem jest likwidacja Izraela.

Ci ludzie, którzy od czterech, pięciu albo nawet sześciu dziesięcioleci żyją w konflikcie z OWP, widzą jak historia się ciągle powtarza, napędzając tylko nienawiść do Żydów. Widzą, że wciąż rozdaje się w palestyńskich szkołach podręczniki, których zadaniem jest przedłużanie walki o arabskie racje. Polegają one na wzniecaniu nienawiści i usprawiedliwiają ataki na niewinnych Żydów. Słyszą oni słowa Palestyńczyków o chęci uzyskania pokoju, chociaż nawet ich dzieci wykorzystuje się jako terrorystów, rzucających kawałkami betonu w żydowskich kierowców jadących po szosach Izraela. Odkrywają, że na Zachodnim Brzegu magazynuje się broń potrzebną do przyszłych ataków na Żydów (mimo tego ludzie o nastawieniu propalestyńskim naciskają na izraelski rząd, żeby pozwolił na swobodne przekraczanie granicy). Widzą kolejnego przywódcę OWP, prezydenta Abbasa – drugiego Arafata, skorumpowanego i utrzymującego swoich ludzi w ubóstwie i frustracji. Nie jest on prawdziwym partnerem w budowaniu pokoju. Słyszą przez syreny, ostrzegające obywateli Izraela o konieczności zejścia do schronu, chociaż powinni słyszeć nawołania do wspólnej pracy, dzięki której Bliski Wschód stanie się dobrze prosperującym miejscem dla wszystkich.

Izraelscy realiści znają prawdę i wreszcie przyjęli niezaprzeczalne fakty. Wiedzą, że Żydzi oddali większość ziem, które miały stać się częścią państwa żydowskiego, na rzecz „Mandatu Palestyny”. Dostali w zamian Jordanię oraz Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu. Oddali na rzecz pokoju jeszcze więcej ziemi i dostali Gazę. Walczyli o zjednoczenie Jerozolimy, a następnie oddali na rzecz pokoju Wzgórze Świątynne – w zamian otrzymali jego bezczeszczenie i zabroniono im się tam modlić. Byli honorowymi partnerami w porozumieniu z Oslo, ale Arafat nie go podpisał; zamiast tego postanowił mścić się atakami. Uwolnili ponad tysiąc arabskich więźniów w zamian za jednego porwanego żołnierza Sił Obronnych Izraela, a grożono im, że więcej zostanie porwanych i zabitych. Dwa lata temu przestali budować [osiedla] na dziesięć miesięcy, a OWP dopiero w ostatnich tygodniach w ogóle wzięła pod uwagę spotkanie, a następnie zażądała kontynuacji polityki „niebudowania”.

Jest tego o wiele więcej, a świat nie chce tego zobaczyć.

Dziś reszta świata musi uznać, że Izraelczycy stracili cierpliwość do takich gierek, szczególnie tych powtarzanych w kółko i dających zawsze ten sam rezultat. W tej grze Izrael zawsze jest wielkim przegranym. Izrael musi pozostać silny, żeby obronić się przed OWP i Hamasem, nie wspominając o sunnicko-szyicko-świeckich wojnach domowych w Syrii, Egipcie, Jordanii, Turcji oraz innych niestabilnych rejonach. Rzeczywistość jest taka, że w świecie islamskim polityka ustępstw uznawana jest za oznakę słabości. Podnosi ona tylko poziom euforii, fanatyzmu oraz pewności w sercach ludzi ze świata muzułmańskiego. Jest to dla nich znak, że nadszedł czas, aby usunąć Izrael, a następnie Amerykę.

Mogę jedynie mieć nadzieję i modlić się, by nowy rząd partii Likud nadal był „twardogłowymi jastrzębiami”. Oby pozostał odważny w wysiłkach, mających na celu obronę żydowskiego prawa do przetrwania i dobrobytu w tym maleńkim narodzie, jaki przypadł Żydom.

Tłumaczenie Veronica Franco

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign