Islam nadchodzi

Dziennik „Nowa Trybuna Opolska” opublikował wywiad z Janem Wójcikiem, redaktorem Euroislamu. Przytaczamy go w całości – wersja internetowa nie jest dostępna.

 

– Kilka tygodni temu w Berlinie i innych miastach niemieckich muzułmanie tysiącami rozdawali egzemparze Koranu. Dziennikarzom piszącym o tej inicjatywie krytycznie grożono pobiciem, a nawet śmiercią. Takie zjawiska powinny nas niepokoić?

Na miejscu dawnej Reduty Ordona powstaje w Warszawie meczet Ligi Muzułmańskiej

Na miejscu dawnej Reduty Ordona powstaje w Warszawie meczet Ligi Muzułmańskiej

– Salafici w Niemczech grozili nie tylko dziennikarzom, także członkom partii antyimigranckiej. Doszło do starć z policją. Akcja miała – teoretycznie – zachęcać do poznania Koranu i religii muzułmańskiej, ale była także prowokacją obliczoną na to, że dojdzie do protestów, walk ulicznych,  i o sprawie będzie głośno. Muzułmanie mają obowiązek głosić swoją religię, a napotkawszy na opór bronić jej, także siłą.

– Muzułmanie w Europie dążą do konfrontacji?

– Zależy którzy. Salafici odgrywają wśród organizacji islamistycznych rolę złego policjanta: grożą, podreślają odrębność przez noszenie długich szat, bród itp. Dobrym policjantem jest Bractwo Muzułmańskie. Jego członkowie chodzą w garniturach, gładko przystrzyżeni. Ale obie te organizacje chciałyby w Europie żyć jak w krajach muzułmańskich i rządzonych zgodnie z muzułmańskim prawem.

– Oskarżenie ciężkie, a trudne do udowodnienia.

– Nie oskarżam wszystkich muzułmanów. Mówię o salafitach i Bractwie Muzułmańskim, czyli zwolennikach islamu politycznego i upolityczniania tej religii. Współpracuję chętnie z przedstawicielami umiarkowanego islamu, którzy widzą możliwość jego współistnienia z prawem europejskim, ale nie jako projektu społeczno-politycznego. Większość muzułmanów w Europie nie jest aktywna politycznie. Sprawą otwartą jest, po czyjej stronie staną w sytuacji konfliktu. Włoski intelektualista Magdi Allam, autor książki „Kamikaze Made in Europe” zwraca uwagę, że we Włoszech od 60 do 80 proc. meczetów kontroluje Bractwo Muzułmańskie. Chodzi do nich regularnie do 10 proc. muzułmanów. Ale Bractwo przedstawia siebie jako reprezentanta mniejszości muzułmańskiej i staje się partnerem do dialogu z rządem. Podobnie jest we Francji i w Anglii.

– Czy takich akcji jak niemiecka z Koranem możemy się spodziewać także w w naszym kraju?

– W Polsce do takich sytuacji ani dziś, ani w najbliższej przyszłości pewnie nie dojdzie. W przeciwieństwie do Niemiec u nas muzułmanie są na razie niewielką grupą. Polska nie jest też krajem docelowym emigrantów. Zasiłki socjalne nie są atrakcyjne, a społeczeństwo dużo bardziej jednorodne i mniej przychylne imigracji. Ale warto już teraz rozsądnie decydować, skąd i ilu przybyszów chcemy przyjmować. To są procesy długotrwałe, ale trudne do zatrzymania.

– Tylko czy trzeba je zatrzymywać? Wielokulturowość, wielojęzyczność jest wartością. My na Śląsku Opolskim przekonujemy się o tym na co dzień.

– Politycy zachodni, tacy jak Nikolas Sarkozy i David Cameron, są zdania, że wielokulturowość w Europie nie sprawdziła się, umarła. Przy czym nie myślę tutaj o zgodnym współżyciu różnych kultur. W nim nie ma niczego złego. Mówię o ideologii wielokulturowości, według której prawa danej kultury stawia się ponad prawem państwowym czy ponad prawami jednostek.

– Myśli pan o osobnych przychodniach dla muzułmanów we Francji, w których kobietę może badać tylko lekarka?

– Także o sądach szariackich dopuszczonych w Wielkiej Brytanii. One w teorii powinny być zgodne z prawem brytyjskim, ale w praktyce nie są. Orzekają w sprawach cywilnych, rozwodów, dziedziczenia, opieki nad dziećmi. Z definicji przyznają opiekę nad dziećmi mężczyźnie, bo to on jest głową rodziny. Za to kobieta czeka na rozwód trzy miesiące, nawet jeśli jest dręczona przez męża.

– Co, według pana, powinien zrobić np. właściciel klubu sportowego, do którego zgłasza się muzułmański inwestor. Albo – to przykład z naszego regionu – zakonnik prowadzący schronisko dla bezdomnych otrzymujący od muzułmanów propozycję pomocy finansowej w działalności dobroczynnej?

– Wszyscy prowadzimy jakieś biznesy. Nie można dyskryminować jakiegoś partnera tylko dlatego, że jest muzułmaninem. Natomiast jeśli przyjmujemy pieniądze od jakieś organizacji, trzeba być świadomym, czy w związku z ich przyjęciem będziemy o coś poproszeni. Jeśli ktoś oferuje, że pomoże mi nakarmić biednych, a moje zobowiązanie polega tylko na tym, że wydam te pieniądze zgodnie z przeznaczeniem i się rozliczę, to wszystko w porządku. Ale problem w tym, że nie zawsze tak jest. Bractwo Muzułmańskie w Egipcie buduje szkoły i szpitale. Ale żeby do takiego szpitala wejść, kobieta musi być ubrana w chustę.

– Myślę, że za cenę zdrowia i lepszego leczenia założy ją nawet chętnie…

– Ale to nie jest wszystko jedno, czy jakaś organizacja ma tylko projekt charytatywny, czy także polityczny. Wyręcza państwo w jego funkcjach opiekuńczych, ale potem mobilizuje ludzi do udziału w wyborach. Warto być ostrożnym. Przypomnę sytuację z królem Arabii Saudyjskiej. Zasponsorował on rozdzielenie bliźniaczek syjamskich, czyli zrobił szlachetny gest i dostał za to nawet Order Orła Białego. I problem nie tylko w tym, że w tej samej Arabii Saudyjskiej za zmianę wiary płaci się głową. W miejscowości pochodzenia tych dziewczynek wkrótce powstaje centrum dialogu. Ustępują bariery na budowę meczetu, który finansuje Arabia Saudyjska itd. To jest przykład działania dobroczynnego połączonego z politycznym PR-em.

– O Bractwie Muzułmańskim najczęściej słychać w Niemczech. Jak jest z jego obecnością w Polsce?

– Bractwo kojarzy się z Niemcami, bo tam rozpoczął się jego rozwój, ale obecnie działa ono w całej Europie. W Polsce funkcjonuje Liga Muzułmańska należąca do Federacji Islamskich Organizacji w Europie, czyli parasolowej organizacji Bractwa Muzułmańskiego. Skupia głównie imigrantów z krajów arabskich i osoby nawrócone na islam. Jest drugą co do wielkości organizacją muzułmanów w Polsce. Liczy 180 członków. Sympatyków jest znacznie więcej. To dla nich buduje się meczet w Warszawie. Inne ośrodki Ligi funkcjonują w Łodzi, Wrocławiu, Lublinie. Wydaje pismo „As-Salam”. I tworzy Instytut Studiów nad Islamem. Ma on tworzyć pozytywny wizerunek islamu.

– Liga Muzułmańska zaprzecza związkom z Bractwem…

– To prawda, zaprzecza i to nawet na piśmie, myślę o głośnym tekście: „Gdzie Egipt i gdzie my”. Inne zdanie ma na ten temat ABW, a także światowa organizacja badająca religie prowadzona przez byłą amerykańską sekretarz stanu Madeleine Albright. Liga Muzułmańska odnosi się w swych publikacjach bardzo często zarówno do FIOE, jak i do szejka Yusufa al-Qaradawiego, wpływowego uczonego muzułmańskiego, który mówił wprost, że Europa zostanie podbita. Choć tym razem nie z pomocą miecza. Ten sam al-Qaradawi jest zdania, że Hitler był mieczem na Żydów. A kolejna kara spotka Żydów z ręki wiernych, czyli muzułmanów. Nikt z nas by takiej osoby nie nazwał wybitnym uczonym.

– Tylko że samo cytowanie tego czy innego autorytetu przez Ligę Muzułmańską nie oznacza od razu, że dzieli ona wszystkie jego poglądy.

– Ale powiązań z Bractwem i federacją jest naprawdę dużo. Jeśli budowę meczetu w Warszawie wizytuje organizacja z Malezji zajmująca się islamizacją tego kraju, to rodzi wątpliwości. Jeśli dogląda jej wiceszef Światowej Ligi Muzułmańskiej, która służy finansowaniu budowy meczetów i ośrodków muzułmańskich na całym świecie, to mam obawy o taki dialog międzykulturowy. W moim przekonaniu jest on nieszczery.

– Czy można mieć pretensje do organizacji muzułmańskich, że usiłują tworzyć w Europie pozytywny wizerunek islamu? Misjonarze z Europy starają się z całych sił o jak najlepszy wizerunek chrześcijaństwa.

– To jednak nie to samo. Za ich działaniem nie idą próby tworzenia państw chrześcijańskich, forsowania prawa kościelnego jako jedynie obowiązującego w tych krajach. Zgadzam się, że wolności głoszenia poglądów nikomu nie wolno zabraniać. Ale warto się krytycznie przyglądać tym poglądom. Wtedy dostrzeżemy, że np. Muzułmańskie Stowarzyszenie Kształcenia Kulturalnego personalnie połączone z Ligą Muzułmańską wydaje w Polsce książki islamskich fundamentalistów. Możemy w nich przeczytać np. że prawa człowieka to cierniste krzewy zasadzone w duszy ludzkiej przez szatana albo że kobieta nie powinna za bardzo oddalać się od domu. Jeśli oficjalnie deklaruje się poszanowanie dla reguł demokracji, to jak to pogodzić z wydawaniem takich książek.

– Chciałby pan zakazać islamu w Polsce?

– Nie chcę niczego zakazywać. Choć warto się zastanawiać, czy niektóre praktyki powinny być dozwolone, a nawet wspierane. Liga Muzułmańska zajęła się w Polsce certyfikacją uboju rytualnego halal i współdziała z ministerstwem rolnictwa, któremu zależy na eksporcie polskiej żywności do krajów muzułmańskich. Dzieje się tak, mimo że polskie prawo zabrania niehumanitarnego rytualnego uboju i mimo protestów organizacji ekologicznych.

– Nie lepiej zamiast walczyć z muzułmanami wzmacniać własną tożsamość narodową, religijną itp. Jeśli wiem, kim jestem, ich obecność mi nie przeszkadza.

– Mogę wiedzieć, kim jestem. Ale to nie zmienia faktu, że demografia działa na niekorzyść Europejczyków. I nawet jeśli dziś rozrodczość w Europie spada także wśród muzułmanów, to każdy minister pracy na naszym kontynencie mówi, że potrzebujemy, więcej imigrantów. Potrzebna jest więc świadomość, czym demokracja różni się od jej braku, by pod pozorem wolności religijnej nie szerzył się inny system polityczny. Po drugie, trzeba wzmocnić umiarkowanych muzułmanów, którzy wyznają islam, ale jednocześnie są Europejczykami. Do tego, by w Europie mogli się rozwijać fundamentaliści, także wtedy, gdy gloryfikują antysemityzm czy terroryzm, nie widzę powodu.

Rozmawiał Krzysztof Ogiolda
www.nto.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign