Iran: krajobraz po wyborach

Witold Repetowicz

Wyboru Hassana Rouhaniego na prezydenta Iranu nie można ani bagatelizować ani przeceniać. Należy też oddzielić dwie kwestie związane z tym wyborem: aspekt wewnętrzny i zewnętrzny. Świat interesuje bardziej ta druga kwestia, choć to sytuacja wewnętrzna Iranu determinuje zmiany w polityce zagranicznej.

Ci, którzy bagatelizują ten wybór, twierdzą, że to nic nie zmieni bo decyzje podejmuje rahbar – ajatollah Ali Chamenei. To tylko częściowo prawdziwa konstatacja, bowiem zgodnie z założeniami ustrojowymi Republiki Islamskiej rahbar (Najwyższy Przywódca) nie ma władzy absolutnej. Jest ograniczony przez inne instytucje „velayate faqih”, czyli między innymi Radę Strażników i Zgromadzenie Ekspertów. Co prawda rahbar ma duży wpływ na to, kto w tych ciałach zasiądzie ale jest jeszcze jedno ograniczenie jego władzy: ajatollahowie. W percepcji laików „ajatollahowie” to monolit trzęsący Iranem i spersonifikowany w „głównym ajatollahu” – Chameneim. To zupełnie fałszywy obraz. Wielu ajatollahów od dawna krytykuje to, co się dzieje w Iranie, częściowo z przyczyn pragmatycznych, z obawy, że może to doprowadzić do katastrofy, wybuchu społecznego i upadku Republiki Islamskiej.

Zwolennicy Rouhaniego cieszą się z jego zwycięstwa na kładce dla pieszych w Teheranie

Zwolennicy Rouhaniego cieszą się z jego zwycięstwa na kładce dla pieszych w Teheranie

Hassan Rouhani zapowiadał, że będzie dążył do normalizacji stosunków zagranicznych Iranu. Chodzi oczywiście o kwestię programu nuklearnego i związanych z nim sankcji. Sankcje okazały się skuteczne, przy czym ich skutki odczuwają przede wszystkim zwykli Irańczycy. Wiele wpływowych osób w Iranie zrozumiało, że czasy się zmieniły od okresu wojny z Irakiem i że kontynuacja konfrontacyjnego kursu w polityce zagranicznej może doprowadzić ludzi w kraju do desperacji i może nastąpić wybuch, który ciężko by było opanować. Dlatego też były prezydent Ali Akbar Haszemi Rafsandżani i jego obóz dążyli do korekty tego kursu. Nie w celu doprowadzenia Republiki Islamskiej do upadku, ale dla uchronienia jej przed nim. Rahbar jednak nie chciał korekty, dążąc jednocześnie do wyłączności decyzyjnej w oparciu o wojsko i sepah (Strażnicy Rewolucji czyli alternatywne wojsko podporządkowane rahbarowi, zwane też Pasdaranem).

Rafsandżani, gdyby został wybrany na prezydenta, miałby własne oparcie w elitach duchowieństwa szyickiego, co pozwoliłoby mu na prowadzenie samodzielnej polityki i faktyczne odsunięcie rahbara od decyzyjności. Dlatego sepah w imieniu rahbara zablokowało jego kandydaturę. W wyścigu pozostał natomiast Rouhani. Warto przy tym zwrócić uwagę na to, co się działo za kulisami, w cieniu kampanii wyborczej. Okazało się, że Rafsandżani może liczyć na znacznie większe poparcie wśród ajatollahów niż tego się spodziewał Chamenei. I dlatego wybory zostały przeprowadzone uczciwie, choć jeszcze kilka dni przed nimi chodziły słuchy, że sepah żąda dyskwalifikacji kandydatury Rouhaniego. Warto też zwrócić uwagę, że Rouhani otrzymał poparcie Rafsandżaniego i Chatamiego dopiero w ostatniej chwili. Wtedy też Rafsandżani, dotąd ostro krytykujący rahbara, zmienił nagle ton i zaczął mówić o jedności narodowej.

Wniosek jest prosty: za kulisami zawarto układ, którego częścią jest prawdopodobnie decyzja, iż Rouhani dostanie zielone światło w negocjacjach nuklearnych, tak aby doprowadzić do zniesienia sankcji. Oczywiście nie jest wykluczone, że Rouhani napotka wiele trudności, ale wszyscy w Iranie wiedzą, że tego w pierwszym rzędzie oczekują od niego wyborcy: zniesienia sankcji. I Rouhani może liczyć na wsparcie Rafsandżaniego. Rafsandżani, przez ostatnie lata był systematycznie odsuwany od władzy i wręcz upokarzany. Działo się tak, bo chciano go wyeliminować jako potencjalnego kandydata na nowego rahbara po śmierci Chameneiego. Ale teraz Rafsandżani odzyskał wpływy.

Jeżeli chodzi o kwestię syryjską, to tu wielkich zmian w polityce Iranu nie należy się spodziewać z dwóch powodów. Po pierwsze, rząd nie ma specjalnego wpływu na sepah, które podlega bezpośrednio rahbarowi, a to sepah wspiera Assada. Po drugie, to nie wsparcie Assada jest powodem sankcji, a ponadto, dlaczego ajatollahowie mieli by blokować wsparcie dla szyitów z Syrii walczących z sunnickimi islamistami? Wojna domowa w Syrii jest bowiem tematem bardziej złożonym.

W wymiarze wewnętrznym, to jest reform liberalizujących życie publiczne w Iranie, na przyszłość kraju wpływać będą dwa czynniki. Z jednej strony nowy prezydent, a także duża część ajatollahów, w tym Rafsandżani, będą dążyli do zachowania status quo, dokonując jedynie drobnych ustępstw. Można się zatem spodziewać wypuszczenia części więźniów politycznych, przede wszystkim tych, którzy dążyli do reformy Islamskiej Republiki, a nie jej obalenia, i do wprowadzenia demokracji. Prawdopodobnie uwolnieni zostaną Karubi i Musawi.

Jeżeli chodzi o wolność mediów, to już należałoby być ostrożniejszym z optymizmem. Być może Iran w tym zakresie cofnie się do czasów Chatamiego, ale nie można być tego pewnym. Decydować będzie kilka czynników. Z jednej strony Irańczycy nie garną się do rewolucji bo wiedzą, że może być krwawa. Z drugiej strony Rouhani i Rafsandżani w kampanii wyborczej rozbudzili nadzieje większości Irańczyków pragnących zmian i może im być trudno to zatrzymać. Ale trzeba pamiętać że poprawa sytuacji ekonomicznej spowodowana zniesieniem sankcji znacznie zmniejszy prawdopodobieństwo wybuchu społecznego. Poza tym mogą zostać znalezione „kozły ofiarne” z ekipy Ahmedineżada, których ukaranie również służyć będzie uspokojeniu nastrojów społecznych.

Warto sobie uświadomić, że podział irańskiej sceny politycznej na konserwatystów i reformatorów jest tak daleko idącym uproszczeniem, iż zupełnie nie odzwierciedla rzeczywistości. Przede wszystkim obóz konserwatystów podzielony jest na szereg frakcji i dotyczy to również ajatollahów. Rahbar i jego obóz wspierani są przez wojsko i sepah ale to Rafsandżani, nie będący reformatorem, lecz pragmatykiem, ma w tej chwili większe wpływy wśród ajatollahów i rahbar musi się z tym liczyć. Rouhani również. Inną wpływową postacią jest ajatollah Mesbah Yazdi, reprezentujący radykalnych konserwatystów i ten obóz zdecydowanie przegrał. Również Ahmedineżad przegrał. Władze Iranu (tj. obóz rahbara oraz sepah) obawiały się, że Ahmedineżad będzie chciał storpedować wybory. On sam odgrażał się ujawnieniem jakichś dokumentów, jeśli Maszaei nie zostanie dopuszczony do wyborów. Jednakże teraz Ahmedineżad nie ma żadnej opcji, bo reformatorzy Chatamiego, pragmatycy Rafsandżaniego, rahbar, większość ajatollahów i nowy prezydent się dogadali, a ci, co kontestują w ogóle Republikę Islamską, tym bardziej nie poprą żadnego wystąpienia Ahmedineżada.

Gdyby teraz Ahmedineżad chciał podważyć wynik wyborów, to byłoby to dla niego samobójstwo. Nie polityczne bo można się spodziewać, ze i tak zniknie z życia politycznego, ale w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ahmedineżad narobił sobie wrogów gdzie się da. Rouhaniego odwołał kilka lat temu z funkcji negocjatora programu atomowego i usiłował oskarżyć o zdradę i to rahbar zablokował dalsze akcje przeciw Rouhaniemu. Rafsandżaniego przez 8 lat niszczył krok po kroku. Tym bardziej reformatorzy i dysydenci których zamykał do więzienia nie zapłaczą jak będzie się mu działa krzywda. Można więc się spodziewać odwetu.

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign