Imigracja przestaje być problemem dla Unii

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne (foto: Frontex)

Grzegorz Lindenberg

Epidemia koronawirusa ma w Europie przynajmniej jeden pozytywny efekt: jest spora szansa na to, że na najbliższych kilka lat Unia skutecznie pozbędzie się problemu masowej imigracji.

Kiedy 27 lutego prezydent Erdogan podjął decyzję o otwarciu granic tureckich z Bułgarią i Grecją dla przebywających w Turcji imigrantów, nie spodziewał się, że będzie to całkowita polityczna porażka, która w dodatku skutecznie uodporni Unię na jego przyszłe szantaże.

Wprawdzie w pierwszych kilku dniach udało się dostać na greckie wyspy ponad 1800 osobom płynącym z Turcji, lecz jednak ponad 20 tysięcy imigrantów, które Turcy dowieźli do granicy z Grecją, nie było w stanie jej sforsować. Grecy, wspomagani przez Frontex i inne kraje Unii (w tym Polskę) zamknęli granicę całkowicie, broniąc jej gazem łzawiącym i pociskami gumowymi, a tych, którym udało się granicę przekroczyć, natychmiast odstawiali na turecką stronę.

Szantaż się nie udał

Po miesiącu, chociaż propaganda turecka twierdziła, że ponad 100 tysięcy osób przedostało się do Grecji, Erdogan musiał uznać swoją porażkę i imigranci zostali spod granicy zabrani z powrotem w głąb kraju, „z powodu epidemii koronawirusa”.

Moment, wybrany przez Erdogana na szantażowanie Europy milionami imigrantów, którzy mieli na nią spaść, jeśli Europa nie poprze tureckiej interwencji w Syrii i nie da Turcji nowych miliardów, nie mógł być gorzej wybrany. Wybuch epidemii koronawirusa w Chinach, obserwowanej od stycznia w Europie z rosnącym przestrachem, a od lutego, gdy wirus pojawił się w Europie, z rosnącym przerażeniem, był czymś, co zajmowało w marcu opinię publiczną, media i polityków znacznie bardziej niż turecki szantaż. Nikt nie chciał mieć w tym momencie na głowie powtórzenia kryzysu imigracyjnego z 2015 roku i setek tysięcy czy milionów imigrantów wędrujących przez Europę.

CYTAT

Zatem Grecja postawiła na granicy z Turcją zaporę nie do przebycia, w czym została natychmiast wsparta zarówno przez europejskie rządy, jak i przez Komisję Europejską. W odróżnieniu od roku 2015, tym razem politycy nie wahali się, jak zareagować, nie było dyskusji o tym, czy to imigranci czy uchodźcy, nie było mowy o relokacji i kwotach.

Stanowisko polityków europejskich było zgodne: skutecznie blokować granicę z Turcją. Nikt nie mówił, że za wszelką cenę, ale można założyć, że Grecy zaczęliby strzelać, gdyby nie dali rady powstrzymać imigrantów inaczej, i że nie zostaliby za to potępieni – taka była determinacja polityków, żeby imigrantów nie wpuszczać.

Europa nie chce powtórki roku 2015

Właściwie powinniśmy być Erdoganowi wdzięczni za jego wysiłki. Dzięki temu Europa mogła przekonać się w praktyce, jakie ma podejście do przyszłej masowej imigracji i jak jest do tego przygotowana. Okazało się, że odmiennie niż w 2015 roku, jest jednomyślna, a działanie Turcji umocniło ducha wspólnoty i poczucie, że Unia ma wspólne granice.

Odpowiedź UE była absolutnie jasna: Europa będzie broniła się przed przyszłymi falami nielegalnej imigracji. Europa po cichu więc uznała, że w 2015 popełniła błąd wpuszczając prawie dwa miliony imigrantów i widać, że nie chce tego błędu powtórzyć. Przygotowana jest do tego, wydaje się, nieźle, ale na pewno dzięki Erdoganowi przygotuje się jeszcze lepiej.

Dziś, w kilka tygodni po nieudanym szantażu Erdogana, Europa jest zupełnie innym miejscem niż była 27 lutego. Głównym i w zasadzie jedynym problemem, który zajmuje europejskie społeczeństwa i polityków, jest walka z epidemią. Jest to obecnie problem epidemiologiczno-medyczny, ale w przyspieszonym tempie staje się problemem gospodarczym.

Pomoc własnym obywatelom na pierwszym planie

Wiadomo, że w tym roku gospodarki europejskie przeżyją załamanie, nie wiadomo tylko, jak głęboki będzie spadek produktu krajowego brutto i jak wysokie będzie bezrobocie. W obu wypadkach mówimy raczej o liczbach powyżej 10%, ale zarówno spadki PKB jak i bezrobocie mogą osiągnąć poziom 20-30%.

Innymi słowy, szykuje się załamanie gospodarcze podobne w skali do Wielkiego Kryzysu lat 30. (chociaż oczywiście nie grożą nam masowa nędza ani niedożywienie). Z tego załamania Europa wydobywać się będzie przez kilka lat, a rządy zwiększą ogromnie swoje zadłużenie, wydając pieniądze na zasiłki dla pozbawionych pracy i pomoc bankrutującym firmom.

W sytuacji takiego kryzysu wątpliwe, żeby politycy proponowali, a społeczeństwa akceptowały, przeznaczanie miliardów euro na pomoc dla przyszłych imigrantów. Chociaż przy skali wydatków państwowych związanych z kryzysem gospodarczym sumy wydawane na imigrantów są niewielkie (w Niemczech wydaje się na to 20 mld euro rocznie, a pakiet pomocy gospodarczej wynosi obecnie 750 mld euro), w głębokim kryzysie rządy będą szukały oszczędności na czym będą mogły, a wydatki na imigrantów będą czołową pozycją do skreślenia.

Nie trzeba imigrantów do pracy, bo jej nie będzie

W najbliższych latach Europa na pewno nie będzie miała też problemu z brakiem siły roboczej, natomiast będzie zmagała się z bezrobociem. Doświadczenia z kryzysu 2015-16 pokazały, że przybyli do Europy młodzi imigranci nie stali się wsparciem dla rynków pracy, z których odchodzili starzejący się miejscowi pracownicy, ponieważ przybysze nie mieli umiejętności i wykształcenia potrzebnych w nowoczesnej gospodarce.

Lansowana przez część ekonomistów, mediów i polityków teza o tym, że na starzenie się Europy lekarstwem jest import młodych imigrantów, wątpliwa już poprzednio, teraz staje się jawnie absurdalna i nikt nie będzie jej bronił. Niewykształconych imigrantów nie potrzebowały gospodarki europejskie, kiedy miały 5 procent bezrobocia; tym bardziej nie będą ich potrzebowały mając bezrobocie 15 procentowe.

Dla rządów europejskich jest jasne, że w obecnej sytuacji gospodarczej przybywający tu masowo imigranci będą stanowili wyłącznie obciążenie budżetu i zwiększone zagrożenie przestępczością i terroryzmem, więc będą się przed tym broniły wszelkim sposobami. W aktualnej sytuacji te sposoby polegać będą raczej na rozbudowywaniu ochrony granic, niż na inwestowaniu w kraje pochodzenia imigrantów – raczej na dostarczaniu motorówek strażom przybrzeżnym krajów afrykańskich, niż na rozbudowie ośrodków dla imigrantów w Europie.

Szanse na azyl też się skurczą

Można też spokojnie przypuszczać, że szanse imigrantów na otrzymanie azylu czy pobyt tolerowany gwałtownie zmaleją; azyl będą dostawać tylko nieliczne osoby, naprawdę w swoich krajach prześladowane i znacznie sprawniej przeprowadzane będą deportacje tych, którzy stracili prawo do legalnego pobytu.

Potencjalni imigranci pewnie już wiedzą, że szanse na uzyskanie azylu w Europie gwałtownie spadły, a możliwości pracy spadły jeszcze bardziej. Dlatego w marcu do Europy przybyło tylko 3,7 tys. nielegalnych imigrantów (z tego połowa wypchnięta przez Erdogana), rok temu było ich 5 tysięcy, dwa lata temu 6,5 tysiąca.

Imigranci nie będą ryzykować wydawania fortuny na podróż po to tylko, by zatrzymać się na granicy Europy, albo żeby ich z Europy natychmiast odesłano. Możemy spodziewać się, że w najbliższych latach znacznie spadnie liczba chętnych do podejmowania podróży przez Morze Śródziemne.

Problem nie zniknie, tylko odsunie się w czasie

Przy okazji wyjaśniła się ostatecznie sprawa członkostwa Turcji w Unii, jeszcze nie oficjalnie, ale w sposób absolutnie jasny. To, że Turcja stała się krajem bliższym dyktaturze niż demokracji już przedtem było poważną przeszkodą w kontynuacji negocjacji akcesyjnych. Ale przyjęcie do Unii kraju, którego przywódca jest całkowicie nieprzewidywalny, który gotów jest szantażować inne kraje, który gotów jest na wypchnięcie do Unii milionów ludzi ze swojego terytorium – dziś imigrantów, jutro być może Kurdów – jest szaleństwem, na które europejscy politycy na pewno nie przystaną.

Europa przez następne kilka lat zajęta będzie radzeniem sobie z konsekwencjami aktualnej i przygotowywaniem się do wybuchu ewentualnej kolejnej epidemii. Jej uwaga, pieniądze i współczucie będą skoncentrowane na jej własnych obywatelach, a nie na cudzoziemcach, którzy będą chcieli się tu osiedlić.

Należałoby jednak mieć nadzieję, że nie będzie to całkowite odwrócenie się od problemów pobliskich krajów: nędza i terroryzm na ich terytoriach kiedyś przeleją się do Europy w momencie, którego się nie będziemy spodziewali. Tak jak nie spodziewaliśmy się koronawirusa.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign