„Zmarnowaliśmy wiele czasu”, „to była demonstracja głupoty” – nawet tak ostre słowa padały w piątek pod adresem francuskiego wywiadu i policji, która nie zapobiegła zamachom w Tuluzie.
Zamachowiec Mohammed Merah, który mienił się dżihadystą i członkiem Al-Kaidy, zabił kolejno na południu Francji najpierw trzech żołnierzy, a potem troje dzieci i nauczyciela w żydowskiej szkole. W czwartek przed południem został zastrzelony przez policję, która przez ponad dobę oblegała budynek w którym mieszkał.
Im więcej było informacji na temat działania wywiadu wewnętrznego DCRI i specjalnych jednostek policji, tym bardziej krytyczne stawały się komentarze. Media zastanawiają się, czy człowieka który miał już na koncie 18 przestępstw, jeździł do Afganistanu i Pakistanu i miał kontakty z miejscowymi ekstremistami, o czym służby wiedziały, nie dało się wytypować jako sprawcy zamachów wcześniej, by uniknąć przynajmniej trzeciego i najtragiczniejszego ataku w szkole?
Takie wątpliwości podnosiło w piątek w mediach wielu ekspertów, a nawet minister obrony Gérard Longuet. – Straciliśmy sporo czasu, bo niektórzy absolutnie chcieli szukać w jednym kierunku, a nie w innych – mówił w telewizji Canal +. – Były podejrzenia dotyczące byłych wojskowych. Wykluczyliśmy je analizując 20 tys. teczek. Taka liczba teczek wymaga czasu – stwierdził.
Początkowo media donosiły, że o dokonanie zamachów podejrzewani są byli wojskowi, którzy zostali wyrzuceni z jednostki spadochronowej pod Tuluzą. Stało się to wówczas, gdy odkryto, że fotografowali się na tle nazistowskiej flagi, wykonując nazistowskie pozdrowienie.
więcej na wyborcza.pl