Francja woli dyktaturę od islamizmu

Francja próbuje dostosować się do sytuacji po upadku reżimu w Tunezji, swojej byłej kolonii.

Oficjalnie Paryż popierał szybkie zmiany w stronę demokracji. Niestety hamowane są one przez obawy, że destabilizacja może rozlać się na Algierię i Maroko, co mogłoby skutkować rządami islamistów u wrót Europy.

Francuska minister spraw zagranicznych, Michèle Alliot-Marie, została zganiona przez gazety i opozycję za niezręczne wypowiedzi w ubiegłym tygodniu. W parlamencie francuskim powiedziała, że Francja była gotowa wysłać policję, by pomóc władzom tunezyjskim opanować demonstracje. Prywatnie w wywiadzie dla „Le Canard Enchainé” przyznała, że rząd Francji jest zagubiony z powodu wydarzeń w Tunezji.

Rząd Sarkozy’ego do końca uważał Ben Alego, mimo wszystkich jego błędów, za sojusznika w obronie przed rozprzestrzenianiem się radykalnego islamu w Afryce Północnej. Francuzi są tutaj przeciwnego zdania niż Stany Zjednoczone, które uważają, że istnienie niepopularnego reżimu jest najlepszym sposobem na wzmocnienie Al-Kaidy.

Poparcie udzielane przez Zachód dyktatorskim reżimom na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej to częsty zarzut ze strony islamistów. Oskarżają Zachód o hipokryzję i hamowanie procesów demokracji. Tymczasem Paryż obawia się, że jakikolwiek skuteczny sprzeciw wobec reżimów w Afryce Północnej skończy się przejęciem władzy przez islamistów.

Tymczasem możliwe, że należy przedefiniować politykę w Europie, zdefiniować islamizm jako wroga i wspierać te ruchy demokratyczne, które są przeciwne islamskim rządom.(pj)

JW. na podst. The Independent

independent.co.uk

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign