Feministyczna hipokryzja w sprawie zabójstw honorowych

Barbara Kay

******

Feministki głównego nurtu zdają się nie dostrzegać problemu honorowych zabójstw. Winny musi być patriarchat, islam i wypływająca z niego kultura leży zawsze poza strefą podejrzeń. Myślisz inaczej, jesteś rasistą.

Kiedy w 2007 roku Aqsa Parvez została uduszona przez swojego ojca i brata uznano, że ogłoszenie w mediach, że mord ten miał podłoże kulturowe będzie „niestosowne”. W odruchowym przyznaniu racji feministycznej ideologii, według której wszystkie nadużycia wobec kobiet odbywają się pod płaszczykiem „patriarchatu”, liberalni mędrkowie szybko przypomnieli nam, że przemoc domowa wynika także z uwarunkowań kulturowych i religijnych. Kanadyjczycy nie mogą zabójstw honorowych łączyć z kulturą islamu, gdyż byłoby to oznaką „rasizmu”.

W obliczu takich horrorów, jak proces w sprawie honorowego zabójstwa Shafii, główne media nie mają już takich obiekcji, ponieważ żaden logicznie myślący obserwator nie może się z nimi zgodzić. Ten proces pozbawił nas jakiejkolwiek iluzji, że przemoc domowa jest zjawiskiem jednostkowym. Przemoc domowa w krajach zachodu, obecnie lepiej znana jako przemoc w bliskich związkach, spowodowana jest problemami partnerów. Przyczyny zabójstwa honorowego Shafii miały swoje źródło w kodeksie plemiennym, który obowiązuje na wielkim obszarze rozciągającym się od rejonu Anatolii (półwysep Azja Mniejsza – przyp. red.), zamieszkiwanego przez Kurdów, na wschód, aż po Hindukusz i Kaszmir. Na tych terenach honor rodziny skupiony jest na seksualnej czystości kobiet i nie ma nic ważniejszego niż zmycie hańby, którą kobieta przynosi swoim krewnym poprzez rzekome nieskromne zachowanie. W skrajnych przypadkach śmierć takiej kobiety jest jedną akceptowalną formą zadośćuczynienia. Najwięcej zabójstw honorowych popełniają muzułmanie, jednak często zdarzają się też w innych grupach religijnych – wśród hindusów, Sichów, czy nawet południowoazjatyckich chrześcijan – wyrastających w tej samej kulturowej tradycji.

Feministki zrezygnowały już z prób przekonania nas, że nie ma istotnej różnicy pomiędzy zabójstwami honorowymi a przemocą w bliskich związkach. Jednak cały czas opowiadają się za tym, że nie ma tej różnicy dla kobiet, którym bezpośrednio nie grozi śmierć, ale mimo to są złapane w kulturowy schemat, który odmawia im moralnej równości z mężczyznami. Ten krok jest dla nich trudny do wykonania, ponieważ pozostają wielkimi orędowniczkami wielokulturowości. Wymagałoby to przyznania, że przemoc wobec kobiet nie jest naturalnym impulsem mężczyzny, lecz zależy od historycznych i kulturowych uwarunkowań. Najgorsze dla zachodnich feministek jest to, że oznaczałoby to pozostawanie w koalicji z kobietami, które chcą poprawić swoją pozycję, bezpieczeństwo oraz godność we własnym środowisku czy grupie społecznej, ale jednocześnie nie chcą wylewać dziecka z kąpielą. Rozumiem przez to, że nie chcą być wykorzystywane, ale jednocześnie nie chcą opuszczać swoich społeczności i odcinać korzeni.

Feministki mówiące o równouprawnieniu w zachodnim stylu działały w południowej Azji i na Bliskim Wschodzie od dawna. Były to zazwyczaj małe grupy dobrze wykształconych kobiet, pochodzących ze środowisk miejskich, których poglądy nie odzwierciedlały poglądów większości. W wydanej w 1990 roku książce pt. „W poszukiwaniu islamskiego feminizmu” profesor Elisabeth Warnock Fernea, pracująca na University of Texas w Katedrze Studiów Bliskowschodnich, pisze o formach feminizmu, jakie pojawiają się na obszarach najbardziej dotkniętych stosowaniem kodeksu honorowego. Kobiety ze wszystkich klas społecznych, jakie spotkała podczas swoich podróży po Arabii Saudyjskiej, Turcji, Iraku i Maroku, są religijne i bardzo skupione na swoich rodzinach. Nie identyfikują się z zachodnimi feministkami. Jak powiedziała iracka obrończyni praw kobiet, Haifa Abdul Rahman: „Postrzegamy feminizm w Ameryce jako dzielący kobiety i mężczyzn, oddzielający kobiety od rodzin. To nie jest dobre dla nikogo”. Fernea nazywa ten ruch „feminizmem rodzinnym”. Prawdę mówiąc mają takie same wartości i zasady jak konserwatywne kobiety na zachodzie, które przez długi czas utożsamiały feminizm z wrogością wobec małżeństwa oraz tradycyjnego podziału ról w rodzinie.

Kobiety ze społeczeństw o patriarchalnej kulturze muszą znaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia z kobietami Zachodu. Nie znajdą jej z tymi, które oczerniają mężczyzn i uznają „Slut Walk” (demonstracja, zorganizowana 3 kwietnia 2011 roku w Toronto, przeciwko usprawiedliwianiu gwałtów prowokacyjnym ubiorem ofiary – przyp. red.) za kobiece narzędzie autoekspresji. Porozumienie mogą nawiązać z ruchem, który docenia sensowne zasady seksualnej skromności oraz uznaje rolę kobiet jako matek i żon, a jednocześnie wspiera ich prawo do równości płci – jednym słowem z socjalkonserwatystami.

Chociaż ich głos zagłusza hałas, jaki robią ideologiczne feministki, większość zachodnich kobiet podziela system wartości imigrantek. Świecki, zorganizowany, uznający wartości rodzinne feminizm byłby ruchem mogącym połączyć kobiety na Zachodzie i w innych kręgach kulturowych silnymi i konstruktywnymi więzami.(es) (pś)

 

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign