Europa stopniowo dławi narodową demokrację

Peter Oborne

Rok 2013 wyróżniał się w Europie między innymi tym, że rosły w siłę partie prawicowe o profilu antyimigranckim, szczególnie przeciwstawiające się islamizacji. Było tak na przykład we Francji (Front National), Wielkiej Brytanii (United Kingdom Independence Party), Holandii (Partij voor de Vrijheid), Szwecji (Sverigedemokraterna) czy Szwajcarii (Schweizerische Volkspartei). Poniższy artykuł, nie związany ściśle z tematyką Euroislamu, próbuje opisać szersze tło tych tendencji. Zaznaczamy, że redakcja nie utożsamia się z tymi poglądami, prezentujemy tekst jako głos w dyskusji.

* * *

Decyzje dotyczące obywateli Unii podejmowane są przez biurokratów i niewybranych „ekspertów”.

Czasami zdarza się, że trafiamy na książkę, wiersz lub dzieło sztuki tak oryginalne, tak doskonale skrojone, trafiające w sedno i prawdziwe, że nie możemy przestać o nim myśleć. Musimy analizować je wielokrotnie, umiejscawiając w kontekście, aby zrozumieć jego znaczenie. W trakcie dwudziestu lat pracy dziennikarza zajmującego się polityką, najsilniejsze przeżycie tego typu spotkało mnie, gdy mój przyjaciel udostępnił mi dwudziestostronicowy artykuł w mało znanym, akademickim czasopiśmie.

Dzięki artykułowi pt. „The Emergence of Kartel Party” („Narodziny Partii Kartelowej”), autorstwa politologów Richarda Katza i Petera Maira, w jednej chwili zrozumiałem wszystko, co tak bulwersowało mnie jako korespondenta zajmującego się lobbingiem: niezdrowe podobieństwa pomiędzy pozornie rywalizującymi partiami; korupcję i łapówkarstwo, nagminne we współczesnej polityce; zjawisko pojawiania się politycznych elit, pełnych pogardy i wrogości w stosunku do przeciętnych wyborców. Moja książka, „The Triumph of the Political Class” („Zwycięstwo klasy politycznej”), była w pewnym sensie próbą upowszechnienia eseju Maira i Katza.

Kilka miesięcy temu zszokowała mnie wieść o nagłej śmierci Petera Maira (którego osobiście nigdy nie poznałem) w trakcie wakacji z rodziną w jego rodzinnej Irlandii, w wieku zaledwie 60 lat. Niemniej jednak, przyjaciel Maira zręcznie pokierował wydaniem książki, nad którą ten ostatni pracował przed śmiercią. Moim zdaniem, opublikowana przez wydawnictwo Verso książka pt. „Ruling the Void: The Hollowing of Western Democracy” (dosłowne tłumaczenie: „Zarządzanie próżną. Pustoszenie zachodniej demokracji”) pod każdym względem jest równie genialna jak esej, o którym wspomniałem.

Pierwszy akapit jest śmiały, pełen mocy i w piękny sposób prezentuje tezę utworu: „Czasy demokracji partyjnej (party democracy) przeminęły. Pomimo że partie wciąż istnieją, stały się tak odległe społeczeństwu, zaangażowały się w tak pozbawioną znaczenia rywalizację, że nie już są w stanie utrzymać demokracji w jej obecnym kształcie”.

Pierwsza część nowej książki Maira koncentruje się na kryzysie demokracji partyjnej. Autor śledzi znaczący spadek frekwencji wyborczej, załamanie się członkostwa w partiach politycznych (W latach 50. Partia Konserwatywna w UK liczyła trzy miliony członków, dziś zaledwie sto tysięcy – spadek rzędu 97 procent) i upadek obywatelskiego zaangażowania. Mair wykazuje, że jest to tendencja na skalę europejską. W całej Europie partie zwróciły się przeciw swoim członkom. Przywódcy polityczni, będąc emisariuszami rządów centralnych, nie reprezentują już zwykłych ludzi.

Wszystkie te uwagi mają wyjątkowe znaczenie, są kluczowe dla współczesnej debaty nad rozczarowaniem wyborców. Chciałbym jednak skoncentrować się na drugiej części książki, w której profesor omawia rolę Unii Europejskiej w podkopywaniu i obchodzeniu narodowej demokracji.

Mair zaczyna od przytoczenia historycznego paradoksu. Załamanie się Związku Radzieckiego w 1990 r. stanowiło teoretycznie najwspanialszy moment dla zachodniej demokracji. W tym samym momencie jednak, demokracja ta zaczęła zawodzić. Mair twierdzi, że elity polityczne zmieniły Europę w „strefę chronioną, wolną od żądań wyborców i ich przedstawicieli.”

Ten europejski polityczny dyrektoriat odsunął proces decyzyjny z dala od krajowych parlamentów. W praktyce wszystkie znaczące decyzje, od gospodarki po imigrację, podejmowane są gdzie indziej. Profesor Mair uważa, że wielu polityków przychylało się do rozwoju tego zjawiska, chcąc „zrzucić z siebie odpowiedzialność za niepopularne decyzje polityczne i tym samym zabezpieczyć się przed potencjalnym niezadowoleniem wyborców”. Oznacza to, że decyzje, które bezpośrednio dotyczą życia wyborców, podejmowane są obecnie przez anonimowych, nie odpowiadających przed nikim biurokratów, a nie przez polityków odpowiedzialnych przed swoimi wyborcami.

Nie dla UE w Wielkiej BrytaniiChoć motyw tego typu działania jest zrozumiały, efekty okazały się zgubne, ukazując polityków jako osoby bezsilne lub tchórzy i tym samym prowadząc do potępienia samej polityki. W Wielkiej Brytanii, David Cameron nie jest w stanie zrobić praktycznie nic, by stawić czoła bułgarskiej czy rumuńskiej imigracji. W Grecji, Portugali i Hiszpanii, premierzy są w istocie kierownikami oddziału Europejskiego Banku Centralnego i Goldman Sachs. Wstrętnym paradoksem jest fakt, że Unia Europejska – powołana, by nie dopuścić do nawrotu faszyzmu w epoce powojennej – przeistoczyła się w organizację, która sama unika demokracji.

Poprzez miażdżącą analogię, Mair przywołuje Alexisa de Tocqueville, XIX-wieczego francuskiego myśliciela, uważanego za najwybitniejszego współczesnego teoretyka demokracji. Tocqueville zauważył, że przedrewolucyjna francuska arystokracja popadła w niełaskę, ponieważ żądała przywilejów w zamian za funkcję, której nie mogła już dłużej sprawować. Klasa polityczna XXI wieku, zdaniem Maira, znajduje się w identycznej sytuacji.

Podsumowując, europejskie elity zbliżyły się do obalenia tego, co uznawano do tej pory za politykę, zastępując ją rządami biurokratów, bankierów i wszelkiego rodzaju nie wyłonionych w wyborach ekspertów – tak daleko w tym zabrnięto. Tegoroczne majowe wybory do Parlamentu Europejskiego będą fascynującym sprawdzianem, czy będzie im dane dalej tak postępować.

Unia Europejska zdaje się być nieporuszona tymi wyborami. Raport z ostatniego miesiąca, opracowany przez członków Instytutu Jacques’a Delorsa stwierdza, że „statystyczny wzrost poparcia sił populistycznych nie wpłynie znacząco na funkcjonowanie Parlamentu Europejskiego, który wciąż opierać się będzie na kompromisach wypracowanych przez dominujące grupy polityczne. To odzwierciedla stanowisko przytłaczającej większości obywateli UE”.

Śmiem w to wątpić. We Francji sondaże pokazują, że Front Narodowy, który nielegalnych imigrantów stawia na równi ze „zorganizowanymi grupami przestępczymi”, uzyska więcej głosów niż partie dominujące. Front Narodowy połączył siły ze zdecydowanie antyislamskim Geertem Wildersem z Holandii, który domaga się przywrócenia „kontroli naszych granic, naszych pieniędzy, naszej gospodarki i naszych walut”. W Wielkiej Brytanii bardzo możliwe, że to Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) zwycięży w majowych wyborach. Antyeuropejskie partie rosną w siłę w Danii, Austrii, Grecji i Polsce.

Antyeuropejskie tendencje mają miejsce zwłaszcza na prawicy, szczególnie tej skrajnej. Z trudnych do zrozumienia przyczyn, lewica entuzjastycznie popiera Unię, pomimo że ta wdraża politykę obniżającą standardy życia, szkodzącą zatrudnieniu, biznesowi i – bez wątpienia (w przypadku Grecji i Hiszpanii) – całej ekonomii. Na przykład w Wielkiej Brytanii, Ed Miliband jest zagorzałym zwolennikiem europejskiego projektu i odrzuca ewentualność przeprowadzenia referendum. Tak jak Miliband, tak i Peter Mair wywodzi się z lewicy. To Irlandczyk, który większość kariery zawodowej spędził pracując ma europejskich uniwersytetach we Włoszech, w Holandii czy w Irlandii. A mimo tego, napisał bez wątpienia najsilniejszy, najbardziej uczony i przekonujący traktat przeciw UE, który kiedykolwiek czytałem. Dowodzi to, że niemożliwym jest być demokratą i nadal wspierać istnienie Unii Europejskiej.

Pośmiertne arcydzieło Maira powinno stać się tekstem założycielskim dla eurosceptyków, nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i na całym kontynencie. Ważne, aby tak się stało. Walka o przywrócenie demokracji parlamentarnej nie powinna przynależeć tylko i wyłącznie do prawicowych (i niekiedy faszystowskich) partii politycznych. Lewica i prawica mogą w wielu kluczowych kwestiach mieć odmienne zdanie. Z pewnością jednak obie strony ideologicznego sporu mogą zaakceptować fakt, że o demokrację wciąż warto walczyć, i że wspólnym wrogiem stała się Unia Europejska.

Tłumaczył: Bochun

Źródło: http://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/europe/eu/10546394/Europe-is-slowly-strangling-the-life-out-of-national-democracy.html

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign