Europa leczy objawy, zamiast źródeł choroby

Na łamach Wirtualnej Polski Dawid Wildstein podsumowuje rok 2015. Publikujemy fragmenty artykułu, które dotyczą kryzysu imigracyjnego i wydarzeń związanych z islamem na Bliskim Wschodzie i w Afryce.

(…) Riwiera Turecka. Hotele, piękne plaże, miła obsługa, dość tanio, genialne imprezy, jak tu nie kochać Turcji? A kilkaset kilometrów dalej – w tym samym państwie – czołgi reżimu Erdogana otaczają i ostrzeliwują kurdyjskie miasta. Szwadrony śmierci porywają i mordują cywilów. By szerzyć terror, policja turecka przywiązuje za szyję do samochodu ciało młodego Kurda i ciągnie je po ulicach miasta. Snajperzy zabijają kobiety i dzieci. Walki w Kurdystanie, gdzie giną cywile tylko jednej – kurdyjskiej – strony. Jedna z najbardziej przemilczanych wojen 2015 roku. Trwająca już prawie pół roku. Setki ofiar cywilnych. Turcja – członek NATO, zapraszany przez UE do konsultacji na temat ewentualnej akcesji. (…)

Reżim turecki się radykalizuje. Coraz więcej jest dowodów na to, że współpracuje (np. w atakach na Kurdów) z ISIS. Turcja to fundamentalna dla NATO flanka. Jeśli będziemy wciąż przymykać oczy na to, co się dzieje, ten strategiczny sojusznik może zamienić się w niebezpieczne państwo. Po drugie, pamiętając o konieczności strategicznego sojuszu z Turcją, nie zapominajmy, że Kurdowie to prawie 30-milionowy naród. Coraz bardziej zdesperowany obojętnością świata. Jedyny skutecznie walczący z ISIS. Dziś Kurdowie zaczynają patrzeć z nadzieją na Putina, który ich mami obietnicami. 30-milionowy prorosyjski naród w kotle na Bliskim Wschodzie? To bardzo zła sytuacja. (…)

Lecząc objawy, pomagając uchodźcom tutaj, w Europie, nie pomyśleliśmy w ogóle o tym, jak ograniczyć źródła choroby.

Właściwie, jaka jest puenta całej draki o uchodźców i emigrantów? Ot, nieudana próba Berlina, by narzucić innym państwom UE system kwotowy, w dalszej konsekwencji mogący być używany przez Niemcy jako formuła nacisku na wewnętrzną suwerenność członków UE. Na szczęście odrzucony. Ale nikt na poważnie nie porozmawiał o przyczynach kryzysu. O wojnach, jakie trwają na Bliskim Wschodzie, o sposobie ich uspokojenia. Nie porozmawialiśmy o metodach wsparcia wysepek cywilizacji w tamtym koszmarze (np. kurdyjskiego Iraku, gdzie Kurdowie chronią prawie 2 miliony uchodźców). Albo Libanu, który trzyma u siebie podobną liczbę uciekinierów wojennych. Czy o kurdyjskiej Rojavie, prowadzącej udaną ofensywę przeciw ISIS. Za mało mówiliśmy o cynicznej grze Turcji, która specjalnie puściła na Europę taką liczbę uchodźców.

Zamiast tego, zwykła polityczna awantura w UE, bez konsekwencji. A prawda jest taka, że ta fala nie była jeszcze zagrożeniem. Za to kolejne fale uchodźców i migrantów – większe – mogą być już dla UE niebezpieczne. A lecząc objawy, pomagając uchodźcom tutaj, w Europie, nie pomyśleliśmy w ogóle o tym, jak ograniczyć źródła choroby. I ta choroba na pewno się nam w roku 2016 przypomni. (…) I nie chodzi tylko o samych migrantów, ale i o nastroje, jakie wywołują. Front Narodowy z Marine Le Pen rośnie we Francji w siłę. To bezpośrednie zagrożenie dla UE, a zwłaszcza dla Polski, bowiem jest to partia będąca właściwie oficjalnie ekspozyturą interesów Putina. (…)

RŚA (Republika Środkowoafrykańska) jest uważana dziś za jedno z najbardziej niebezpiecznych państw świata. To efekt wojny domowej, trwającej tam, z różnym natężeniem, przez ostatnie lata. Konflikt w Republice Środkowej Afryki, który rozpoczął się, gdy Seleka (koalicja zbrojnych ugrupowań rebelianckich) zaczęła mordować w tym państwie, był jednym z najbardziej zmanipulowanych medialnie wydarzeń 2014 i 2015 roku. Przyjęło się mówić, że tzw. selekowcy to muzułmanie, którzy podnieśli broń przeciw chrześcijanom. Tymczasem, bojownicy ci w większości byli nomadami z Czadu bądź z Sudanu (oba te państwa graniczą z RŚA). Konflikt zaś osiągnął swoje apogeum w 2014 roku, w momencie, gdy ówczesny prezydent RŚA obiecał oddanie złóż ropy Chińczykom (najazd Seleki skutecznie to uniemożliwił).

W odpowiedzi na terror najeźdźców powstały milicje nazywane Antybalaka (w dosł. tłum. „anty-maczety”), w znacznej części rekrutujące się z miejscowych rolników bądź pasterzy. Gdy jednak udało im się przegnać selekowców z zachodniej części kraju, rozpoczęła się ich postępująca degeneracja. Ci, którzy nie wrócili do swoich wcześniejszych zajęć, zaczęli rabować i mordować. Rozpoczęły się pogromy muzułmanów, niesłusznie konotowanych z Seleką i oskarżanych o współpracę z nimi (co jest dogodnym pretekstem do rozboju). W konsekwencji, dziś na zachodzie kraju to muzułmanie zajęli miejsce chrześcijan jako niewinne ofiary. I to bardzo często właśnie wyznawcom Mahometa pomagają misjonarze. Plotki, że wejdzie tu Boko Haram z terroryzmem i skrajnym islamem, są dość powszechne. Gdy widzi się obraz zniszczeń w tym kraju, desperację setek tysięcy muzułmanów, kompletny upadek wszelkich państwowych instytucji oraz ma się świadomość, że „tuż za miedzą” czai się radykalny islam i terroryzm, ta straszna wizja jest jednocześnie prawdopodobna.

Warto też zwrócić uwagę Europie, że niewiele potrzeba, by w centralnej Afryce powstało kolejne „państwo islamskie”, pompowane saudyjskimi pieniędzmi, którego tereny obejmowałyby część Mali, Nigru, Nigerii, Kamerunu, RŚA i Sudanu. RŚA jest tu kluczowym państwem. Taki „afrykański ISIS” byłby jeszcze trudniejszy do kontroli niż Państwo Islamskie powstałe na terenach Syrii i Iraku. Jeśli do tego dojdzie, to wiara, że nie zwiększy się liczba zamachów terrorystycznych na naszym kontynencie, jest wyjątkową naiwnością. Pamiętajmy, że jedną z najważniejszych sił, które blokują rozwój skrajnego islamu w RŚA są właśnie misjonarze.

Dawid Wildstein

Całość artykułu: http://wiadomosci.wp.pl/
Na zdjęciu: rebelianci z Seleki, RŚA

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign