Erdogan zyskał złote toalety, ale przegrał wybory

image001Grzegorz Lindenberg

Wprawdzie islamistyczna partia AKP prezydenta Erdogana nadal rządzić będzie Turcją, ale zdobycie zaledwie 41% głosów i mniej niż połowy mandatów poselskich jest dla Erdogana klęską.

W każdych poprzednich wyborach parlamentarnych w Turcji AKP zdobywała coraz więcej głosów: w 2007 było to 46,6%, a w 2011 49,8% głosów i 327 miejsc w parlamencie. To pozwalało tej partii na tworzenie większościowego rządu (wymagana większość parlamentarna to 276 miejsc). Teraz głosów jest na tyle mało, że AKP nie będzie miała większości w parlamencie – przypuszczalnie będzie musiała zadowolić się liczbą 259 posłów i wprawdzie będzie mogła stworzyć rząd mniejszościowy, ale o zmianach w konstytucji może zapomnieć.

Najważniejszą kwestią sporną w aktualnych wyborach były właśnie plany AKP takiej zmiany konstytucji Turcji, żeby dać prezydentowi bardzo szerokie uprawnienia, zamiast aktualnej, raczej reprezentacyjnej tylko roli. Erdogan marzy o staniu się nowym sułtanem i o nowej wersji imperium ottomańskiego. Do zmiany konstytucji wymagana jest jednak w parlamencie większość 367 posłów. Każda z trzech pozostałych partii jest przeciwna takiej zmianie konstytucji. AKP nie będzie też mogła odwołać się do referendum w tej sprawie, bo do tego musiałaby mieć 330 posłów.

Zwycięzcą wyborów, pomimo zdobycia tylko 12% głosów, jest wywodząca się z Kurdystanu partia HDP. W poprzednich wyborach w 2011 r. nie startowała, tworząc koalicję z kilkoma innymi partiami i wystawiając tzw. kandydatów niezależnych – którzy zdobyli 6,6% głosów i 35 mandatów. Teraz HDP postanowiła zaryzykować i wystąpić jako partia, co się udało – bo nie tylko podwoiła ilość zdobytych głosów, ale zdobyła ponad dwa razy więcej mandatów.

Ryzyko polegało na tym, że mogła nie przekroczyć najwyższego na świecie tureckiego progu wyborczego, wynoszącego 10%. Został on ustawiony tak wysoko właśnie po to, żeby uniemożliwić partiom mniejszości kurdyskiej wchodzenie do parlamentu. W aktualnych wyborach HDP starała się pokazać jako partia ogólnonarodowa i niewątpliwie zdobyła sporo głosów propozycją podniesienia najniższej płacy, większą niż proponowane przez inne partie.

Są dwie przyczyny porażki Erdogana. Po pierwsze, w poprzednich wyborach część wyborców kurdyjskich głosowała na jego partię, bo nie było partii kurdyjskiej, a teraz jest. Ale drugą przyczyną tej porażki jest nowy pałac prezydencki. Oddany do użytku kilka miesięcy temu, jest pałacem godnym sułtana – Erdogan stwierdził, że jest tam „około 1150 pokojów”, według wyliczeń organizacjji tureckich architektów jest ich około dwóch tysięcy, a kuchnia ma 650 metrów kwadratowych.

Koszt budowy pałacu jest tajemnicą państwową, Erdogan mówił o miliardzie dolarów, ale tureccy architekci oceniają koszt na osiem razy tyle. Utrzymanie pałacu jest proporcjonalnie kosztowne, przekracza sto milionów dolarów rocznie. Gwoździem do wyborczej trumny Erdogana stało się oskarżenie, wysunięte kilka dni temu przez przywódcę opozycji, że w pałacu są złocone toalety. Okazało się, że wprawdzie złocone nie są, ale za tę cenę, za jaką je kupowano, spokojnie mogłyby być – cena jednej waha się od 2 do 4 tysięcy dolarów…

Wyborcy chyba nie darowali Erdoganowi arogancji i pośpiechu – zbudował sobie sułtański pałac zanim jeszcze został nowoczesną wersją sułtana. I bardzo dobrze, że powstrzymali Erdogana i jego islamistyczną partię. Ambicje Turcji – a ostatnio Erdogan mówił między innymi o zajęciu Jerozolimy, http://euroislam.pl/ przypominając wyborcom o zajęciu i rzezi Konstantynopola w 1453 r. – raczej nie wróżyły dobrze i tak już niestabilnemu Bliskiemu Wschodowi.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign