Egipt po odejściu Morsiego: radości i troski

Daniel Pipes

Obalenie Mohameda Morsiego w Egipcie jednocześnie cieszy mnie i martwi.

Moją radość łatwo wytłumaczyć. Wydaje się, że to, co było największą demonstracją w historii usunęło aroganckich islamistów z Egiptu. Rządzili oni niemal zupełnie bez poszanowania jakichkolwiek praw i zainteresowani byli wyłącznie swoją własną potęgą. Postawiono tamę islamizmowi, który opiera się na próbie aplikowania średniowiecznego islamskiego prawa i który jest ostatnią wciąż żywą radykalnie utopijną ideologią na świecie. Egipcjanie stali się dla nas inspiracją.

Abdul Fatah Al.-Sisi ogłasza usunięcie Morsiego ze stanowiska.

Abdul Fatah Al.-Sisi ogłasza usunięcie Morsiego ze stanowiska.

Obalenie Hosni Mubaraka w 2011 roku zajęło 18 dni, lecz do obalenia Morsiego potrzebne były tylko cztery. Liczba śmiertelnych wypadków także spadła z 850 do około 40. Zachodnie rządy (a w szczególności administracja Obamy) myślały, że stanęły po stronie historii popierając Bractwo Muzułmańskie. I najadły się z tego powodu sporo wstydu.

Martwię się jednak o znacznie bardziej skomplikowaną kwestię. Historia uczy nas, że zauroczenie radykalną utopią trwa aż do pierwszej katastrofy. Na papierze faszyzm i komunizm zdają się być całkiem znośne. Tylko dzięki brutalnej rzeczywistości rządów Hitlera i Stalina udało się te ruchy zdyskredytować i zmarginalizować.

W kwestii islamizmu rozpoczął się ten sam proces. Co więcej odrzucenie tej ideologii rozpoczęło się bez tak wielkich zniszczeń jak dwóch poprzednich wypadkach (islamizm nie doprowadził jeszcze do śmierci dziesiątek milionów) i z większą szybkością (lata a nie dekady). W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami odrzucenia aż trzech reżimów islamistycznych: demonstracje zainspirowane protestami w sprawie parku Gezi, zdecydowane zwycięstwo najmniej islamistycznego kandydata w irańskich wyborach 14 czerwca a teraz niespotykane masowe odrzucenie Bractwa Muzułmańskiego na placach i ulicach nad Nilem.

Obawiam się jednak, że szybkie odsunięcie Bractwa Muzułmańskiego przez wojsko pomoże islamistom.

Egipt znajduje się w stanie chaosu. Starcia między pro- i antyislamistycznymi ruchami doprowadziły już do przemocy i grożą jeszcze większą jej eskalacją. Kopci i szyici są mordowani z powodu ich tożsamości. Półwysep Synaj znajduje się w stanie anarchii. Niekompetentni i chciwi wojskowi, którzy rządzili Egiptem z tylnego siedzenia od 1952 do 2012 znów są u władzy.

Jednak najgorsze są problemy natury ekonomicznej. Dochody od pracujących za granicą spadają od czasu niepokojów w Libii. Sabotaż rurociągu wysyłającego gaz ziemny do Izraela i Jordanii przerwał to źródło dochodu. Turystyka przeszła załamanie. Fatalne zarządzanie doprowadziło do tego, ze kraj, w którym wydobywa się ropę i gaz nie ma dość paliwa dla traktorów na polach. Fabryki rodem z epoki socjalizmu wytwarzają podrzędnej jakości produkty.

Egipt importuje około 70 procent żywności i zaczyna brakować mu dewiz, by płacić za zboże, tłuszcze i inne podstawowe produkty. Nad krajem zawisła groźba głodu i jeśli inne państwa nie zaczną przekazywać Egiptowi dziesiątków miliardów dolarów rocznie niemalże w nieskończoność (a wydaje się to mało prawdopodobne), nie da się jej uniknąć. Już teraz wiele biednych rodzin musiało zmniejszyć spożycie.

Dodatkowo rząd etiopski postanowił wykorzystać słabość Egiptu i kilka tygodni temu zaczął budować tamę na Nilu Błękitnym, która może zmniejszyć dopływ wody do Egipt z 55 miliardów metrów sześciennych do 40. Może to mieć katastrofalne skutki dla życia kraju, który zwany jest darem Nilu.

Kiedy wszystkie te ekonomiczne katastrofy spadną na Egipt, krótkie, roczne rządy islamistycznej spółki Morsiego mogą zostać zapomniane. I wina spadnie na jego następców. Innymi słowy, wszystkie cierpienia, przez które przeszli Egipcjanie, mogą pójść na marne. Kto wie, czy w swojej desperacji nie zwrócą się wtedy znów w stronę islamistów. Fakt, ze Bractwo Muzułmańskie utrzymało się u władzy tylko przez krótki czas oznacza także, że inne muzułmańskie narody nie nauczą się niczego z doświadczeń Egiptu.

W nieco innej kwestii, Lee Smith z Hudson Institute spekuluje, że nowi władcy Egiptu uznają krótką wojnę z Izraelem jako jedyny sposób na „ponowne zjednoczenie kraju i uzyskanie pieniędzy od międzynarodowej społeczności, skorej do zapewnienia pokoju” a także pozwolą „wrócić Egiptowi do dawnej pozycji” na Bliskim Wschodzie. Taka wojna najprawdopodobniej nie doprowadzi do żadnego z tych celów – wojsko egipskie zostanie najprawdopodobniej pobite a kraj będzie biedniejszy i słabszy niż wcześniej – jednak nie można odrzucić takiej możliwości. Wojskowi przywódcy Egiptu wielokrotnie popełniali głupstwa w stosunku do Izraela.

Mówiąc inaczej moja radość z odejścia Morsiego jest przytłumiona, bo obawiam się, że nikt nie odrobi lekcji z czasów jego rządów.

Tłumaczył: Mateusz J. Fafiński
Źródło: www.danielpipes.org

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign