Egipskie wybory i inne troski

Czy warto interesować się wyborami w Egipcie? W dzień ogłoszenia wstępnych wyników wyborów w Egipcie „Gazeta Wyborcza” online w wiadomościach ze świata przeoczyła informację, że 40 procent głosów uzyskało Bractwo Muzułmańskie a kolejne 25 salafici. Cisza na ten temat była również w onecie, Wyszukiwarka google informowała nas, że interia przekazała wiadomość agencyjną.

Wcześniej jednak mieliśmy liczne zapewnienia znawców, że nie ma się czego obawiać, bo islamiści są bez szans, ponieważ narody arabskie wybrały demokrację, a kiedy było juz oczywiste, że Bractwo Muzułmańskie wygra te wybory, ci sami specjaliści zapewniali nas, że i tak nie ma powodów do obaw, bo to zwolennicy umiarkowanego islamu i żadnym zagrożeniem dla demokracji nie są.

Czytając międzynarodowe doniesienia i komentarze o wynikach tych wyborów wróciłem myślami do niesamowitej książki Amerykanina ormiańskiego pochodzenia, Johna Roya Carlsona, Cairo to Damaskus, który w 1947 roku, udając zwolennika nazizmu, pojechał do Egiptu, był z armią egipską podczas najazdu na Izrael, badał działalność nazistowskich grup w Syrii.

Wiosną 1948 roku Bractwo Muzułmańskie miało w samym Egipcie 350 tysięcy członków w ponad 1500 oddziałach, ponad 150 tysięcy członków Bractwa było zarejestrowanych poza Egiptem. Gazeta Bractwa „Ikhwan el Muslimin” tak przedstawiała cele organizacji:

Nie będzie sprawiedliwości ani pokoju na świecie jak długo nie zostaną ustanowione rządy Koranu i nie zostanie zjednoczony islam. Muzułmanie muszą być zjednoczeni. Indonezja, Pakistan, Afganistan, Iran, Irak, Turcja, Syria, Liban, Trans-Jordania, Palestyna, Arabia Saudyjska, Jemen, Egipt, Sudan, Libia, Tunezja, Algieria i Maroko muszą utworzyć jeden blok, muzułmański blok, któremu Bóg obiecał wielkie zwycięstwo: „Zapewnimy zwycięstwo tym, którzy uwierzyli”. Jednak nie można tego osiągnąć inaczej niż przez islam.

Dziwił nieprawdopodobnie szybki wzrost szeregów sympatyków Bractwa.

Nauczali, że Koran ma być w jednej ręce i miecz w drugiej — pisze Carlson — Zrozumiałem dlaczego przeciętny Egipcjanin wielbił przemoc. Terror był tu synonimem władzy. To właśnie było powodem, dla którego większość Egipcjan, niezależnie od położenia społecznego, podziwiała nazistowskie Niemcy. To najlepiej wyjaśniało sensacyjny wzrost Bractwa. Poza Egiptem Al Banna symbolizował jedność muzułmańskich krajów połączonych w gigantyczne muzułmańskie mocarstwo, z nim jako kalifem, będącym religijnym i politycznym wodzem muzułmańskiego świata.

Spotkanie z tym wodzem islamskiego fanatyzmu wymagało od amerykańskiego dziennikarze długich zabiegów. Po wielu dniach dotarł do kwatery głównej Bractwa i pozyskał zaufanie pomocników Al Banny.

więcej na Racjonalista.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign

Piotr S. Ślusarczyk

Doktorant UKSW, badacz islamu politycznego, doktor polonistyki UW; współprowadzący portal Euroislam.pl; dziennikarz telewizyjny i radiowy.

Inne artykuły autora:

Izolacja rządu talibów już nie działa

Niemcy: czy deportacja imigrantów będzie sprawniejsza?

Udany bojkot irańskich wyborów