Dlaczego szef CIA nie rozumie dżihadu

Raymond Ibrahim

Dyrektor CIA John Brennan ponownie wypowiedział się dwuznacznie o naturze dżihadu, przyrównując do niego paradygmaty bliskie światu zachodniemu.

2

Podczas spotkania Council of Foreign Relations Brennan został zapytany o „wojnę idei” związaną z islamem. Zadający pytanie wskazał, że wielu Amerykanów utożsamia ją z przemocą.
Szef CIA odpowiedział, że ideologia Al-Kaidy jest „przewrotną i fałszywą interpretacją Koranu”, że Al–Kaida „uprowadziła” islam i „zniekształciła nauki Mahometa”. Pomimo tego, jak potwierdził „ta ideologia, ta agenda Al-Kaidy zdobyła duże poparcie w wielu częściach świata”.

Jak więc szef CIA wyjaśniał fakt, że owa „przewrotna i fałszywa interpretacja Koranu” – „ta, która zniekształciła nauki Koranu” – zdobyła taki poklask wśród muzułmanów? Wcale nie wyjaśniał; powiedział tylko: „Ta ideologia wielokrotnie jest podscycana, jak wiecie, przez represje polityczne, przez, jak wiecie, ekonomiczną marginalizację, przez, jak wiecie, brak edukacji i zacofanie, tak więc ma teraz miejsce kilka zjawisk które podsycają ogień tej, jak wiecie, ideologii.”

Interesujące jest to, że Brennan używa stwierdzenia „jak wiecie” w powyższym cytacie czterokrotnie. Użył go też wcześniej, kiedy mówił, że Al-Kaida „zniekształciła nauki Mahometa, jak wiecie, celem szerzenia przemocy”. Reszta jego wypowiedzi była stosunkowo płynna.

Czy Brennan mógł być świadomy swoich wykrętów i stąd te wszystkie nienaturalne „jak wiecie” w jednym zdaniu? Czy mógł być zaznajomiony z raportem Rand Corporation na temat antyterroryzmu, przygotowanym na potrzeby biura Sekretarza Obrony w 2009 roku? Raport ten stwierdza, że terroryści nie są szczególnie ubodzy, niewykształceni lub dotknięci chorobą psychiczną. Demograficznie, ich najważniejszą cechą jest normalność (w ramach ich otoczenia). Przywódcy terrorystyczni tak naprawdę pochodzą raczej z uprzywilejowanych środowisk.

W każdym razie mamy do czynienia z deja vu. W maju 2010 roku analizowałem pełną skruchy postawę Brennana wobec dżihadu w artykule pod tytułem „Niezdolność głównego doradcy Obamy ds. antyterroryzmu do myślenia nieszablonowego wróży katastrofę”, który w świetle jego ostatnich komentarzy jest tak samo aktualny dzisiaj, jak cztery lata temu:

„Zanim Amerykanie spróbują sformułować długofalową strategię walki z radykalnym islamem, muszą najpierw przede wszystkim zrozumieć islam, a konkretnie jego prawa i doktryny, w taki sam sposób jak rozumieją go muzułmanie – bez niewłaściwych, zachodnich (liberalnych) interpretacji. Nie jest to widocznie tak proste, jak mogłoby się wydawać: wszyscy ludzie osadzeni w jakiejkolwiek cywilizacji lub religii zakładają, że inni ludzie mniej lub bardziej dzielą ich światopogląd, który to przyjmują za obiektywny, włączając w to pojęcia dobra i zła. … Świeckie, zachodnie doświadczenie jest takie, że ludzie działają z użyciem przemocy kiedy czują, że są politycznie, ekonomicznie lub socjalnie uciskani. Pomimo tego, że wielu ludzi spoza Zachodu pasowałoby do tego paradygmatu, faktem jest, że ideologie radykalnego islamu mają rzeczywistą zdolność nakłaniania muzułmanów do przemocy i nietolerancji wobec „innych”, niezależnie od rodzaju źródła pretensji. Zdolność zrozumienia tego, bez żadnych konceptualnych lub intelektualnych ograniczeń, jest najważniejsza dla Amerykanów, jeśli chcą naprawdę zrozumieć naturę przeciwnika i jego ostateczne cele”.
Te słowa padły na początku mojego wystąpienia w Kongresie. Rok później nikt inny, tylko główny doradca Obamy ds. terroryzmu, John Brennan, zaprezentował podejście, przed którym ostrzegałem, czyli wprowadzające w błąd usiłowanie westernizacji islamskich koncepcji.

Raport Fox News zatytułowany: „Doradca ds. antyterroryzmu broni dżihadu jako „prawidłowej doktryny islamu” stwierdzał: „Podczas przemowy w Center for Strategic and International Studies John Brennan opisał brutalnych ekstremistów jako ofiary „politycznych, ekonomicznych i społecznych napięć”, ale dodał, że ci, którzy planują ataki na USA nie powinni być opisywani w „religijnym kontekście”.

Innymi słowy, pomimo faktu, że islamiści opisują swoje cele w „religijnym kontekście”, Brennan postrzega ich wyłącznie jako „ofiary systemu”. Ponieważ wierzy, że to siły „polityczne, ekonomiczne i społeczne” – trzy, które szczególnie podkreśliłem w moim wystąpieniu – są jedynymi katalizatorami przemocy. Jeśli więc dżihadyści tego chcą, mogą otwarcie mówić o swojej brutalnej żądzy krwi w kategoriach religijnych – nie ma to żadnego znaczenia: Brennan i jemu podobni mają szczelnie zamknięte intelektualne klapki na oczach i nie chcą zaryzykować nieszablonowego myślenia.

Następnie nasz doradca ds. terroryzmu przywołuję przewrotną logikę, stojącą za decyzją administracyjną o cenzurowaniu obraźliwych dla muzułmanów słów: „Nie opisujemy naszych wrogów, jako „dżihadystów” lub „islamistów”, ponieważ dżihad to święta walka, prawomocna doktryna islamu. Oznacza oczyszczenie siebie lub swojej społeczności, a w mordowaniu niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci nie ma nic świętego, słusznego lub islamskiego”.

O ile Brennan ma rację w pierwszej części swojej wypowiedzi – „dżihad to święta walka, prawomocna doktryna islamu. Oznacza oczyszczenie siebie lub swojej społeczności” – to ogromnie błądzi w jej drugiej części, poprzez projektowanie swojego własnego rozumienia na temat tego, co oznacza „święty”, „prawomocny” i „niewinny” według islamu. W islamie takie terminy są często przeciwstawne wobec ich judeo-chrześcijańskiego, zachodniego rozumienia. W rzeczywistości instytucja dżihadu, zgodnie z autorytatywnymi, islamskimi książkami na temat prawodawstwa, jest niczym więcej jak agresywnym działaniem wojennym mającym na celu rozprzestrzenianie szariatu – jest to kwestia postrzegana w islamie jako zarówno „święta” jak i „uprawomocniona”. Dżihadyści regularnie próbują oczyścić samych siebie i swoje społeczności poprzez pozbycie się „niewiernych” i ich wpływów. Sam fakty bycia niemuzułmaninem już powoduje, że jest się winnym. Brennan rozumie definicję dżihadu, nie ma natomiast pojęcia o jej zastosowaniu. Próbuje więc bezskutecznie wbić kwadratowy kołek w okrągły otwór.

Fox News podaje dalej: „Brennan definiuje wroga jako członków Al-Kaidy Bin Ladena oraz „jej terrorystycznych sojuszników.” Ale Brennan twierdzi, że używanie tego terminu byłoby dla USA nieproduktywne, ponieważ „tworzyłoby to fałszywą percepcję” na temat tego, że „mordercy” prowadzący wojnę przeciwko Zachodowi robią to w imię „świętej sprawy”.

Świetnie, zdefiniuj wroga, jako członków Al-Kaidy Bin Ladena, oraz „jej terrorystycznych sojuszników” – ale też w pierwszej kolejności zdefiniuj przyczynę, która łączy tych „terrorystycznych” sojuszników ze sobą! Wystarczy tylko przeczytać ich pisma, żeby wiedzieć, że dążą do jednej i tej samej sprawy: ustanowienia kalifatu – hegemona, który rządziłby światem zgodnie z prawem szariatu.

Czy nazywając grupy terrorystyczne „mordercami”, Brennan byłby gotów zastosować podobny epitet do ich proroka Mahometa, który miał w zwyczaju nasyłać zabójców na swoich krytyków, na przykład poetów, czy pewną starszą kobietę, której ciało mordercy poćwiartowali? Owi mordercy byli nie mniej przekonani do tego, że są częścią „świętej sprawy”, niż terroryści z 11 września.

Należy zauważyć, że ta tendencja projektowania własnych norm kulturowych i priorytetów na innych jest szczytem arogancji i etnocentryzmu – dokładnie tym, przed czym stale ostrzegają liberałowie. Ironią jest to, że najwięksi propagatorzy relatywizmu kulturowego są również najbardziej podatni na westernizację islamu.

Czy nie jest tak, że kiedy Brennan upiera się, iż dżihadyści nie są tak naprawdę motywowani przez religię, ale są produktami „sił politycznych, ekonomicznych i społecznych” – a jednocześnie całkowicie lekceważy „innego” i jego specyficzną motywację (na rzecz zachodnich paradygmatów) – to uosabia kulturową arogancję?(pj)

Tłumaczenie: JK
Źródło: www.raymondibrahim.com

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign