Dlaczego Polacy przechodzą na islam?

„Kiedy po raz pierwszy wszedłem do tego pokoju, poczułem się jak rażony piorunem. Nagle wszystko zaczęło wirować wokół mnie i stwierdziłem, że to musi być znak” – po tym doświadczeniu Krzysiek zdecydował się na zmianę wiary. Został muzułmaninem. Dlaczego?

„lailahailla-llahwa Muhammad rasulu-llah”, czyli w tłumaczeniu „Nie ma innego bóstwa poza Jedynym Bogiem, a Mahomet jest jego wysłannikiem”. To szahada, muzułmańskie wyznanie wiary. Wystarczy trzykrotnie wypowiedzieć to zdanie, świadomie i przy obecności przynajmniej dwóch światków, by został muzułmaninem. Szahada dla muzułmanina jest porównywalna do chrześcijańskiego chrztu, ale gdy decydujemy się na konwersję na Islam nie dostaniemy żadnego świadectwa. Chyba że jesteśmy kobietą chcącą robić zdjęcia do dokumentów w Hidżazie – wtedy powinna ona poprosić o świadectwo konwersji w swoim związku wyznaniowym. Po konwersji czekają nas religijne obowiązki: post, 5 modlitw dziennie, oddawanie jałmużny i pielgrzymka do Mekki. Mimo to, coraz więcej Polaków decyduje się na taką zmianę. Liczba przechodzących na islam jest trudna do ustalenia, ponieważ związki nie prowadzą szczegółowych statystyk, a część neofitów w ogóle nie chce do konkretnych grup wstępować. Szacuje się, że w Polsce żyje ok. 25 tys. muzułmanów, z czego 2 tysiące to konwertyci. Codziennie przechodzi na islam jedna osoba. Skąd takie zainteresowanie w Europie religią wywodzącą się z Bliskiego Wschodu?

Studencka pasja

Pierwsza fala konwersji w Polsce zaczęła się po atakach 11 września 2001. Wtedy to socjologowie, a także społeczność muzułmańska, zauważyła zwiększone zainteresowanie islamem. Początkowo była to ciekawość i chęć zdobycia informacji o religii, na którą powoływali się zamachowcy. Później zmieniało się to w fascynację i coraz głębszą wiarę w dogmaty religii. Tak było w przypadku Fadiego, obecnie 35-letniego muzułmanina z Krakowa, z 8-letnim religijnym stażem.

– Wszystko zaczęło się jeszcze na studiach, kiedy po zamachach w Nowym Jorku w telewizji cały czas się słyszało o islamie – zaczyna opowiadać o swoim wcześniejszym życiu, kiedy miał jeszcze na imię Krzysiek i dopiero zaczął się interesować islamem. – Wśród znajomych rozmawialiśmy o zamachu, o przyczynach, o religii pełnej pozornej nienawiści. Ale ja nie chciałem zabierać głosu, nie znając dokładnie sprawy.

Dołącz do nas na Facebooku

Krzysiek w tym samym czasie poznał Syryjczyka Shakiba, studenta medycyny na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zamiast oskarżać jego współwiernych o masakrę w Stanach Zjednoczonych, postanowił z nim poważnie porozmawiać o religii i jej fundamentach. – On zaraz po atakach był najbardziej znienawidzonym człowiekiem u nas na roku. Każdy mu zarzucał, że jest terrorystą, ale ja nie chciałem tak tego zostawić. Zaczął mi tłumaczyć, że to nie jest religia nienawiści, a nienawiścią są ogarnięci ludzie i politycy tę religię wyznający. Zacząłem są czytać Koran i Hadith-y (opowieści przytaczające słowa i historie Mahometa – przyp. red.), wtedy doszło do mnie, że miał rację – opowiada Marcin.

Po kilku miesiącach regularnych rozmów i wchłanianiu kolejnych książek o islamie, postanowił iść do sali modlitw, zlokalizowanej w akademickim pokoju znajomego z Syrii, doktoranta ówczesnej Akademii Rolniczej.

– Jak po raz pierwszy wszedłem do tego pokoju, poczułem się jak rażony piorunem. Nagle wszystko zaczęło wirować wokół i stwierdziłem, że to musi być znak – dodaje. – Wtedy z dnia na dzień czułem, że zaczynam kochać tę religię. To była taka olbrzymia miłość, wiara w najczystszej postaci. Po trzech tygodniach od pierwszej wizyty w sali modlitw zdecydowałem wypowiedzieć szahadę.

W towarzystwie swoich arabskich kolegów przyjął imię Fadi, czyli prowadzący. Od tego momentu jego życie toczyło się tylko wokół islamu. Pięć modlitw dziennie, wykluczenie z diety wieprzowiny, alkoholu i innych używek. Zaczął jeździć do katowickiej sali modlitw, by poznać swoich muzułmańskich braci. Tam przez pierwsze dwa lata regularnie pobierał nauki od kolegów, którzy znali arabski i mogli mu tłumaczyć Koran. Później korzystał z gościnności krakowskiej sali modlitw przy Politechnice Krakowskiej. Dzisiaj już nie jest tak bardzo radykalny. Praktykuje, ale w stopniu umiarkowanym.

– Czasami napiję się alkoholu, ale rzadko. Wieprzowina tylko u mamy, jak w niedzielę zrobi schabowe. Modlę się regularnie, ale już nie jeżdżę do meczetów i do miejsc, gdzie spotykają się inni muzułmanie. Kiedyś to była euforia, dzisiaj jest chlebem powszednim. Mam tylko nadzieję, że za kilka lat pojadę do Mekki – kończy Fadi.

Więcej na: onet.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign