Czy idea wielokulturowych państw już upadła?

Idea współżycia kultur w Europie wcale nie przegrała, bo przegrać nie może. Ludzkie społeczeństwa zawsze były kształtowane w spotkaniach z „innym”. Chodzi o to, by nie mylić integracji z asymilacją, sąsiadów z rodziną.

Wielu autorów mówiło ostatnio o przegranej polityki współżycia kultur w Europie Zachodniej. Niektórzy czynili to z żalem, inni z radością. Ci drudzy wręcz z sarkazmem twierdzili, jakoby samo życie pokazało, że wszystkie takie pomysły to aberracja. Zabrakło tylko argumentu, że w całym świecie przyrody ożywionej, którego jesteśmy częścią, gatunki ciągną do siebie, a nie do obcych. Szczęśliwie jeszcze chyba pamiętano, iż ludzie to jeden gatunek biologiczny.

Spośród zabierających głos ci sami, którzy z ironią wypowiadali się o idei multi-kulti na Zachodzie i byli przeciw budowie meczetu w Warszawie, oburzali się z powodu ograniczania swobód polskiej mniejszości na Litwie. Z pewnością sądzili (sądzą), że to do gruntu odmienne zagadnienie – bo najczęściej o sprawie, która nas boli, sądzimy, że jest zupełnie odmienna od problemów w gruncie rzeczy podobnych.

Orzeczona klęska polityki współżycia kultur na Zachodzie bywała też podnoszona jako argument przeciwko „rozmywaniu” kultury polskiej w europejskiej. Nie jest to stanowisko oryginalne. Obawy przed zagrożeniem własnej kultury – i nie tylko kultury – przez ludzi innych kultur, zwłaszcza muzułmanów, są silne w krajach, gdzie istnieją ich duże skupiska. Unia Europejska wije się jak piskorz w sprawie przyjęcia Turcji – skutkiem tego byłoby bowiem zapewne powiększenie owych skupisk, a nadto w samej strukturze europejskiej pojawiłoby się państwo muzułmańskie. Skutek jednak jest taki, że Unia odpycha jedyne państwo muzułmańskie, które od blisko stu lat pragnęło się zeuropeizować. Różne oznaki wskazują, że Turcja będzie miała w końcu dość antyszambrowania, a zechce się usytuować jako lider nowego świata arabskiego.

Nie da się zaprzeczyć, że w ostatnich czasach pojawiły się poważne problemy w realizacji polityki współżycia. Wystarczy wspomnieć zamieszki na przedmieściach miast francuskich. Także zamieszki w Londynie tego lata. Choć młodzi muzułmanie z gett na przedmieściach nie byli główną siłą, to jednak wśród buntowników znalazło się wielu „innych”. Wszystko, co się działo w Londynie, było też sprzeczne z tradycyjnymi wartościami brytyjskimi (uczyńmy wątpliwe założenie, że zachowanie najbardziej brytyjskich kibiców na stadionach lub/i turystów w Krakowie nie narusza owych wartości!).

Chyba największym wyzwaniem z punktu widzenia utrzymania polityki wielokulturowości były zamachy dokonane swego czasu w brytyjskim metrze. Sylwetki sprawców nie pozwalały powiedzieć, że to ludzie jeszcze niezintegrowani, żyjący w złych warunkach, którym trzeba ułatwić integrację oraz awans społeczny.

Realizacja polityki współżycia okazała się trudna także niezależnie od wydarzeń dramatycznych. Trudno oczekiwać, by Francuzi, Anglicy, Holendrzy itd. byli zadowoleni z powstawania społecznie zamkniętych gett ludności, która źle się integruje, a nieraz wcale nie chce się integrować. Można zrozumieć, że Szwajcarzy chcą widzieć wieże kościołów, a nie minarety. Te postawy trzeba po prostu przyjąć do wiadomości jako pewien fakt – bo wbrew ludziom nie da się nic zrobić. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że będą się one wyrażać w inny sposób niż ostatnio w Norwegii.

Rozumiejąc wszystkich, których da się zrozumieć, trzeba sobie jednocześnie zdawać sprawę, że wyjścia z zaistniałej sytuacji można szukać jedynie w ramach polityki współżycia. Innej drogi po prostu nie ma. Powstałe skupiska „innych” nie znikną. Można proponować ludziom pieniądze na powrót i uczyć ich dzieci języków krajów wyjściowych, ale to są mrzonki. W Polsce międzywojennej Żydzi też by nie wyjechali ani na Madagaskar, ani w liczącej się liczbie do Palestyny, gdzie część chciała się udać. Chyba zaś nawet Europejczycy marzący o pozbyciu się „innych” – może poza zdeklarowanymi łajdakami – nie zaproponują przecież takiej metody, jaką zastosował Hitler w odniesieniu do Żydów polskich. Również zmasowanego nacisku w kierunku wyjazdu nie należy życzyć nikomu (nie tylko zainteresowanym!).

więcej na Polityka.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Piotr S. Ślusarczyk

Doktorant UKSW, badacz islamu politycznego, doktor polonistyki UW; współprowadzący portal Euroislam.pl; dziennikarz telewizyjny i radiowy.

Inne artykuły autora:

Austria: promocja salafizmu na wiedeńskiej uczelni

Islamski radykalizm we Francji ma się dobrze

Wojna Izraela z Hamasem: błędy, groźby i antyizraelskie nastroje