„Cztery lwy”: Nie taki terrorysta straszny

Czy w dzisiejszych czasach jest miejsce na żarty z terroryzmu? Jak w ogóle można z tego żartować? „Cztery lwy” Christophera Morrisa to dowód na to, że nie jest to trudne, a przykładów, aż nadto, można znaleźć w prawdziwych wydarzeniach.

Mieszkający w Londynie Omar marzy, by zostać islamskim męczennikiem. W jego ambicjach (przeprowadzić samobójczy atak) wspiera go żona i syn. Rekrutuje grupę przyjaciół, przechodzi szkolenie w Pakistanie i rozpoczyna plan zamachu bombowego. Jedynym problemem jest głupota nierozgarniętych członków jego terrorystycznej grupy.

Znany z telewizyjnych serii komediowych „Brass Eye” i „The Day Today” Christopher Morris wielokrotnie przyznawał, że bezpośrednią inspiracją dla jego czarnej komedii były zamachy w Londynie w 2005 roku. Dwa lat po nich rozpoczął pracę nad scenariuszem, konsultując swój pomysł ze specjalistami od zwalczania terroryzmu, policją i przedstawicielami lokalnej społeczności muzułmańskiej. Historia jednak wydawała się na tyle kontrowersyjna, że początkowo trudno było zdobyć fundusze na produkcję, a następnie znaleźć dystrybutora. Gdy jednak „Cztery lwy” pojawiły się w kinach w 2010 r. poradziły sobie bardzo dobrze i zebrały pozytywne recenzje. Docenieni – i słusznie – zostali zwłaszcza aktorzy Kavjan Novak w tragicznej roli przygłupiego osiłka i Nigel Lindsay jako Barry.

Więcej na: interia.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign