Brytyjskie sposoby na islamski ekstremizm

Michael Holden, Stefano Ambrowi, William Maclean

W domu kultury w Birmingham dwunastu nastolatków o azjatyckich rysach przygląda się Jahanowi Mahmudowi, który wyjmuje z torby ciemny, kanciasty przedmiot. To karabin maszynowy z czasów II wojny światowej.

Mężczyzna rozkłada trójnóg, umieszcza niezaładowaną broń na stole i odbezpiecza. Chłopcy wyciągają szyje. Mahmud pociąga za spust, rozlega się ostry trzask. Minęły właśnie dwa dni od śmierci Osamy bin Ladena. Mahmud, miejscowy historyk, prowadzi własną walkę przeciwko globalnemu terroryzmowi. Jego pokaz ma chłopaków czegoś nauczyć: muzułmańscy i brytyjscy żołnierze walczyli wspólnie przeciwko nazistom. Metody może niekonwencjonalne, ale Mahmud uważa, że są lepsze niż prowadzona obecnie brytyjska polityka zwalczania terroryzmu.

Amerykańska operacja zgładzenia bin Ladena być może była “ciosem w samo serce” międzynarodowego terroryzmu, jak ujął to brytyjski premier David Cameron. Jednak w szerzej pojętej walce przeciwko terroryzmowi, śmierć lidera al-Kaidy była wydarzeniem niemal bez znaczenia. W podupadłych dzielnicach brytyjskich miast takich jak Alum Rock, z domami z czerwonej cegły, sklepami z tkaninami, filmami DVD w języku urdu i stoiskami z owocami, ów urodzony w Arabii Saudyjskiej terrorysta jest niemal zapomniany. Postawy tutejszych młodych mężczyzn są bardziej motywowane ich własnym poczuciem wyobcowania, dyskryminacji na tle rasowym i brytyjską polityką zagraniczną postrzeganą przez nich jako wybitnie antymuzułmańska.

Protesty muzułmańskie w Wielkiej Brytanii

Na pierwszej linii frontu w wojnie przeciwko terroryzmowi – a Wielka Brytania niewątpliwie stanowi pierwszą linię frontu – prywatne inicjatywy w rodzaju lekcji Mahmuda wykazują błędy w finansowanej przez państwo akcji zwalczania dżihadu. Prawie sześć lat po skoordynowanym ataku terrorystycznym na londyńskie metro, ogólnokrajowy program mający na celu odciągnięcie młodych mężczyzn od ekstremizmu jeszcze nie wyszedł poza fazę nieufności i podejrzeń. Rządząc już rok konserwatyści chcą teraz wprowadzić ulepszenia w polityce zwalczania terroryzmu. Niektórzy muzułmanie mają jednak wątpliwości, czy państwo w ogóle powinno podejmować takie próby.

“Rządowi czasem niełatwo zrozumieć, że może wcale nie wie wszystkiego najlepiej”, mówi Rachel Briggs, ekspert z Instytutu Dialogu Strategicznego (Institute for Strategic Dialogue). “Czasem trudno jednoznacznie określić, w które działania rząd może i powinien się efektywnie angażować, a których powinien zaniechać, jeśli nie chce zniweczyć całego procesu.”

Wspólna historia

Wystarczy spędzić kilka godzin w Alum Rock by zrozumieć, dlaczego nie ma prostych odpowiedzi i rozwiązań. W środowisku, w którym pracuje Mahmud, pokaz z karabinem maszynowym MG42 może przynieść wymierne efekty. Ta straszna broń (iglica została usunięta, ale uzbrojona wystrzeliwała 1500 pocisków na minutę) była używana przez armię nazistowską z miażdżącą skutecznością. Chłopcy, którym Mahmud pokazuje karabin, nie są wiele młodsi od wielu z 87 tysięcy pochodzących z ówczesnej kolonii indyjskiej żołnierzy, którzy zginęli na wojnie. „Wasi dziadkowie musieli się z tym zmierzyć, żebyście mogli dzisiaj cieszyć się życiem w Wielkiej Brytanii”, mówi im. „To wasz kraj i macie wobec niego zobowiązania.” Mówi też dużo o islamskich wartościach. We wszystkich religiach są dobrzy i źli ludzie. Mówi chłopakom: „Zmieńcie swoje myśli, a będziecie w stanie zmieniać świat”.

Po zamachach z 11 września 2001 Wielka Brytania zaczęła rozprawiać się z radykalnymi bojownikami z około dwumilionowej populacji muzułmanów tego kraju. Oprócz aresztowań, które miały rozwiązać problem, oficerowie bezpieczeństwa próbowali stworzyć programy, które przede wszystkim odciągałyby młodych mężczyzn od ekstremizmu. Rządową inicjatywę deradykalizacji zwaną Prevent (Zapobieganie)  rozpoczęto w roku 2007 pod rządami Tony’ego Blaira. Liczący dziesiątki milionów funtów budżet tego programu stanowi zaledwie ułamek ogólnokrajowego budżetu na potrzeby bezpieczeństwa i zwalczania terroryzmu, wynoszącego ponad trzy miliardy funtów. Program korzysta z usług wielu agend państwowych, w tym policji i władz lokalnych, a także grup ochotników i działaczy młodzieżowych. Jego celem jest pomoc środowiskom muzułmańskim  w odpieraniu antyzachodniego przesłania al-Kaidy. Może to być pomoc w zdobyciu wykształcenia i pracy, dyskusja na tematy religijne czy szeroko pojęte doradztwo.

Jednak seria zamachów i udaremnionych prób zamachów osłabiła wiarę w zdolność Brytyjczyków do opanowania problemu. „Jesteśmy niezwykle zajęci codziennym, rutynowym monitorowaniem środowisk potencjalnych terrorystów”, powiedział Jonathan Evans, szef krajowego wywiadu MI5 w przemówieniu z września 2010. W grudniu samobójcza próba zamachu bombowego w Sztokholmie dokonana przez mężczyznę, który ponoć zradykalizował się w angielskim mieście Luton, wywołała nową falę niepokoju.

Co poszło nie tak? W miejscowościach takich jak Alum Rock działania programu Prevent utknęły w sporach dotyczących brytyjskiej tożsamości, rasizmu, imigracji i tolerancji religijnej. Wątpliwości są tak głęboko zakorzenione, że grupy muzułmanów, które pobierają fundusze z programu, traktowane są podejrzliwie przez inne muzułmańskie społeczności.

Po lekcji Mahmuda z karabinem maszynowym w roli głównej niektórzy chłopcy zostają, żeby porozmawiać o bin Ladenie. Mówią, że był złym muzułmaninem. „To wielki terrorysta z Pakistanu”, mówi 15-letni Faisal. „Zabijał swoich. Nie można pogodzić zabijania z byciem muzułmaninem”.

Pracujący z młodzieżą Mohamed Safir mówi, że tego rodzaju wypowiedzi potwierdzają skuteczność podejścia Mahmuda. Chłopcy szanują go, bo jest jednym z nich – muzułmaninem azjatyckiego pochodzenia. Chce im dać poczucie przynależności. Chociaż ci chłopcy stanowią trzecie lub czwarte pokolenie imigrantów, twierdzą, że niemal codziennie spotykają się z przejawami dyskryminacji ze strony białych Brytyjczyków. Słyszą od nich, że dla nich w tym kraju nie ma miejsca.

Mieszkańcy Alum Rock cenią Mahmuda również za to, że nie pobiera żadnych publicznych funduszy za tę część swojej pracy. Fakt, że swoją inicjatywę realizuje poza programem Prezent, przydaje jej wiarygodności.

Kamery w środowisku

Próbę zrozumienia, dlaczego ta społeczność jest nieufna wobec urzędowych projektów, można podjąć już na ulicy. To tam miejscowa policja i władze lokalne przeprowadziły coś, co można określić jako jedną z najbardziej niezręcznych operacji antyterrorystycznych.

Projekt Champion to system ponad 100 kamer telewizji przemysłowej i kamer rozpoznających numery rejestracyjne. Umieszczono je wokół wspomnianej dzielnicy i sąsiadującego z nią Sparkhill w pierwszej połowie 2010 roku. Zapowiadano to jako projekt zapobiegający handlem narkotykami, przestępstwom samochodowym i innym działaniom przestępczym. Po pewnym czasie jednak „Guardian” ujawnił, że w rzeczywistości kamery były przeznaczone do inwigilacji potencjalnych terrorystów.

„Całe zaufanie natychmiast wyparowało”, powiedział były funkcjonariusz służb antyterrorystycznych. Zastrzegł sobie anonimowość, nie jest upoważniony do rozmowy z mediami. Ujawnienie tej informacji spowodowało powszechne oburzenie, podważyło zaufanie miejscowych do policji i wzmogło poczucie, że skupiono się przede wszystkim na dzielnicach muzułmańskich. W tym miesiącu władze zaczęły rozbierać kamery, ale samo ich usunięcie w niewielkim stopniu przyczyni się do odbudowy zaufania. Tak naprawdę projekt ten nie był finansowany ze środków programu Prevent, ale i tak przyczynił się do jego gremialnej krytyki. Opublikowany w marcu 2010 raport parlamentarny stwierdzał, że Prevent nie przyniósł spodziewanych efektów, gdyż zbyt wielu muzułmanów uważa, że wykorzystuje się go do szpiegowania ich. Według przedstawicieli administracji obawy te są przesadzone: Charles Farr, szef biura ds. bezpieczeństwa i zwalczania terroryzmu obwinia media o wywołanie tego błędnego wrażenia. Twierdzi, że celem Prevent w żadnym wypadku nie jest szpiegowanie.

Na tym krytyka się nie kończy. Prevent jest wyszydzany przez wiele ugrupowań muzułmańskich za zbytnie uzależnienie od pomocy policji, za biurokrację i niekompetencję. Jest też ponoć wyjątkowo podatny na wykorzystywanie przez różne ugrupowania łase na pieniądze – grupy te zupełnie bez powodu roszczą sobie pretensje do przewodniczenia środowiskom muzułmańskim.

W położonej niedaleko na północ od Londynu miejscowości Luton, gdzie zamachowiec-samobójca ze Sztokholmu postanowił stać się wojownikiem dżihadu, spotykamy sekretarza Ośrodka Islamskiego, Farasata Latifa. Ten wysuwa jeszcze jeden zarzut pod adresem programu Prevent. Chodzi mu o dotowany przez Prevent projekt organizacji obozów weekendowych, gdzie muzułmanie i niemuzułmanie mogliby grać razem w piłkę i rozmawiać o swoich kulturach. „Żaden ze zdecydowanych na stosowanie przemocy radykałów nawet nie pomyślałby o udziale w czymś takim”, powiedział nam Latif. „Przecież tam kobiety i mężczyźni mieliby normalny kontakt ze sobą, to nie do pomyślenia!”

Mieszane motywy

Latif mówi, że znał Taymoura Abdulwahaba, zamachowca ze Sztokholmu. Kiedy Abdulwahab przychodził do miejscowego meczetu, nie głosił konieczności stosowania przemocy. Gdyby to robił, powiadomiono by o tym policję. „Nie miałbym żadnych skrupułów. Gdybym wiedział, że ktoś chce przeprowadzić atak terrorystyczny, poszedłbym z tym na policję. Zgrzeszyłbym, gdybym tego nie zrobił. To byłaby zbrodnia przeciwko Bogu.” Jednak społeczność, którą reprezentuje Latif, odmówiła współpracy z Prevent. Podobnie jak inni muzułmanie, z którymi zrobiono wywiad na potrzeby tego artykułu, twierdzi on, że chociaż państwo ma prawo chronić własnych obywateli, nie powinno wtrącać się do pracy „z sercami i umysłami”, mającej na celu odciągnięcie młodych ludzi od radykalizmu. Temu celowi najlepiej przysłuży się fachowa wykładnia islamskiej teologii. Jest to więc praca dla kaznodziei, a nie urzędników państwowych.

“W programie Prevent chodziło o skonsolidowanie społeczności muzułmanów. I to dobrze. Chodziło o zapobieganie radykalizacji i użyciu przemocy, i to też dobrze”, mówi. „Jednak wmieszanie do tego niezbędnych oczywiście działań wywiadowczych sprawiło, że ta mieszanka stała się nie do przyjęcia. W takiej formie to się nie sprawdzi i dlatego postanowiliśmy nie brać w tym udziału.”

Ta opinia potwierdza zastrzeżenia wysuwane przez wspomnianą już Rachel Briggs, która podkreśla, że niezależnie o jakie kwestie religijne chodzi, służby bezpieczeństwa (państwowy sektor, gdzie dominuje hierarchia i nacisk na tajność działań) nie nadają się do dialogu i wsłuchiwania się w poglądy innych.  “Rząd tradycyjnie i tak się nie sprawdza, jeśli chodzi o angażowanie lokalnych społeczności”, mówi Briggs. „Na tym bardzo trudnym terenie trzeba pracować w układzie partnerskim; rząd nie wie jednak jak działać w takim układzie i jednocześnie usiłować kontrolować całości sytuacji”.

Wspólne wartości

Konserwatywny rząd dokonuje obecnie reorganizacji programu Prevent i będzie go ponownie lansował za mniej więcej miesiąc. Twierdzi, że Prevent częściowo nie powiódł się, ponieważ próbował wpasować się w laburzystowską politykę „multikulturalizmu” czyli istnienia obok siebie odizolowanych społeczności etnicznych Brytyjczyków oraz imigrantów i ich rodzin.

Podobnie jak niemiecka kanclerz Angela Merkel, premier Cameron, który stwierdził, że multikulturalizmowi nie udało się stworzyć wizji społeczeństwa, z którym młodzi muzułmanie czuliby sie związani, dokonuje zmiany politycznego stanowiska. Będzie teraz zachęcał mniejszości etniczne, by w większym stopniu przyswajały sobie wartości i sposób życia Brytyjczyków. Prevent  w nowym kształcie będzie promował “wspólne” wartości, powiedziała w kwietniu w USA Pauline Neville-Jones, która w tym miesiącu odeszła ze stanowiska ministra bezpieczeństwa po roku sprawowania tego urzędu. „Z sondaży przeprowadzanych w Wielkiej Brytanii wynika, że ludzie odizolowani od reszty społeczeństwa mają silniejsze tendencje do przyjmowania ekstremistycznych postaw”, powiedziała Neville-Jones „W takich środowiskach orędownicy stosowania przemocy mają ułatwione zadanie”.

Neville-Jones  i Cameron wspominali też, że nie będą wchodzić w żadne układy z ugrupowaniami znanymi z ortodoksyjnej wykładni „islamizmu”. Termin ten oznacza pogląd, zgodnie z którym islam powinien odgrywać decydującą rolę w życiu społecznym, politycznym oraz prywatnym. W przemówieniu programowym w Monachium w lutym Cameron powiedział: “Musimy o wiele poważniej się zastanowić, z kim warto współpracować, żeby leżało to jak najbardziej w interesie publicznym”.

Chyba łatwiej to powiedzieć niż zrobić.

Poszukiwanie głównego nurtu

Islamiści to niezwykle zróżnicowane środowisko. Można ich znaleźć w wielu miejscowych organizacjach muzułmańskich; takie grupy z początku były mile widziane przez rząd Blaira jako doradcy po atakach z 2005 roku. Jednak w czasie kilku ostatnich lat niektóre z nich, włącznie ze znaną i wpływową Muzułmańską Radą Wielkiej Brytanii (Muslim Council of Britain) są nieco trzymane na dystans przez decydentów. Prawdopodobne uważają oni, że te ugrupowania nie reprezentują opiniotwórczego nurtu brytyjskich muzułmanów.

Liczne muzułmańskie ugrupowania w Wielkiej Brytanii mają korzenie w Azji, Afryce i krajach arabskich. Znalezienie głównego nurtu to trudne zadanie, zwłaszcza dla przeważająco świeckiego sektora brytyjskiej administracji państwowej. Chociaż wszyscy muzułmanie modlą się w kierunku Mekki, ta wiara nie uznaje jednego teologicznego autorytetu. Nie posiada więc odpowiednika papieża w Rzymie, który od wieków kieruje światowym katolicyzmem. Są różne szkoły islamskiego prawodawstwa, wiele kwestii podlega dyskusji i różnorakim interpretacjom.

Instytut Stosunków Rasowych (The Institute of Race Relations), brytyjska organizacja charytatywno-edukacyjna badająca kwestie rasowe na całym świecie, zasugerował w raporcie z 2009 roku, że rząd brytyjski faworyzuje niektóre organizacje muzułmańskie z powodów teologicznych. Sufiści, członkowie kontemplacyjnej, mistycznej szkoły islamu znanej z tolerancji, są jakoby preferowani, ponieważ są postrzegani jako bardziej umiarkowani od salafitów. Dla kogoś z zewnątrz może to brzmieć całkiem rozsądnie. Salafizm to ultraortodoksyjny odłam islamu, podkreślający znaczenie czystości religijnej. Jego zwolennicy praktykują na co dzień rytuały praktykowane przez najwcześniejszych wyznawców islamu. Nie starają się osiągnąć jawnych wpływów politycznych w społeczeństwie (częściowo, ponieważ ich wiara tego zabrania), ale starają się uczynić społeczeństwo bardziej islamskim.

Jednak ten sam raport ostro krytykuje program Prevent za stwarzanie atmosfery, w której ugrupowania radykalnie krytykujące rząd ryzykują utratę finansowania i są stemplowane jako “ekstremiści”. Autorzy raportu argumentowali, że próby odpolitycznienia młodych ludzi, tępienia różnicy zdań i dążenia za wszelką ceną do unikania rozłamów przynoszą efekt przeciwny do zamierzonego: przydaje tylko wagi ekstremistycznej argumentacji, że demokracja jest nieskuteczna i niepotrzebna. Latif z Luton całkowicie zgadza się z tym poglądem. Uważa, że salafici są najbardziej skuteczni i kompetentni w deradykalizacji podatnych na wpływy młodych ludzi, ponieważ gotowi na przemoc dżihadyści nawiązują zazwyczaj do tych samych uczonych i źródeł co oni, by usprawiedliwić swoje ekstremistyczne przekonania. „Nie sądzę, żeby państwo mogło tu wiele zrobić, cała ta sprawa to kwestia czysto teologiczna’.

Kontynuując wypowiedź podkreśla, że zradykalizowana młodzież motywowana jest też przez bardziej ogólne względy, zwłaszcza brytyjską politykę zagraniczną, która od czasu inwazji na Irak w 2003 roku jest postrzegana przez wielu muzułmanów jako antyislamska: “Uważamy, że to naszym (muzułmanów) obowiązkiem jest stawić czoła agresywnej radykalizacji. Rząd brytyjski nie cieszy się wiarygodnością nawet wśród całkiem umiarkowanych muzułmanów, ponieważ, tak jak Amerykanie, sponsoruje terroryzm państwowy.”

Szersze wpływy

Oczywiście nie trzeba być członkiem jakiegokolwiek ugrupowania, by wspierać dżihad. Niewielkie środowisko groźnie zradykalizowanych brytyjskich muzułmanów w zaciszu własnych domów i mieszkań przejmuje wpływy z zagranicy. Szefowie służb antyterrorystycznych mieli okazję się o tym przekonać w maju 2010 roku, kiedy to Brytyjka pochodzenia południowoazjatyckiego zraniła nożem parlamentarzystę Stephena Timmsa w jego biurze poselskim. Prokuratorzy stwierdzili, że zradykalizowała się wyłącznie przez Internet, czytając ekstremistyczne materiały propagandowe. „W ciągu kilku miesięcy zmieniła się z pilnej studentki w potencjalną terrorystkę gotową zabijać”, powiedział na konferencji dotyczącej bezpieczeństwa zastępca komendanta policji John Yates, czołowy brytyjski ekspert ds. zwalczania terroryzmu. „To przerażające przestępstwo pokazuje, jak niesymetryczne jest obecne zagrożenie, jak trudno je przewidzieć i odpowiednio wcześnie mu przeciwdziałać.”

Komisja parlamentarna, która skrytykowała Prezent, podkreśliła również, że chodzi tu o coś więcej niż religię: „W naszym mniemaniu uporczywe zajmowanie się teologicznymi podstawami radykalizacji jest nieuzasadnione, ponieważ wiele wskazuje na to, że równie ważną rolę odgrywa polityka zagraniczna, ubóstwo i poczucie wyobcowania”, stwierdziła w raporcie z marca 2010 roku, „Zapobieganie agresywnemu ekstremizmowi”. Według komisji jednostronne skoncentrowanie się Preventu jedynie na muzułmanach okazało się bezskuteczne.

Wejście “radykała”

Tak czy owak, nawet zmieniona formuła programu Prevent raczej nie zdziała w przypadku Abu Izzadeena. Ten ubrany w tradycyjny muzułmański strój Londyńczyk jamajskiego pochodzenia, z ogoloną głową i bujną brodą, jest samozwańczym radykalnym muzułmańskim kaznodzieją. Spędził dwa i pół roku w więzieniu za gromadzenie funduszy na działalność terrorystyczną i podburzanie do zamachów terrorystycznych za granicą. “Jestem radykałem. Postrzegam siebie samego jako radykała; próbowałem też przekonać innych do radykalnych działań, zarówno w więzieniu, jak i na wolności”, mówi agencji Reutera. Zapytany czy mu się to udało, odpowiada: „Myślę, że tak’.

Abu Izadeen

Izzadeen pogardza wszystkimi  muzułmanami, którzy poszliby na współpracę z projektem takim jak Prevent: „Prevent to tak naprawdę torba z pieniędzmi oferowana tym, których wiara osłabła na tyle, że są gotowi zaprzedać się, wyrzec się własnej pozycji w islamie i wykonywać polecenia rządu.”

Oskarżając politykę zagraniczną Wielkiej Brytanii o narodziny ekstremizmu, pyta, dlaczego ten kraj wybiera tylko cele islamskie – Irak i Afganistan – a ignoruje inne. „Każdy racjonalnie myślący człowiek powiedziałby sobie: „ponieważ istnieje związek między tym, co oni robią w swojej polityce zagranicznej, a tym, co robimy my.” Równocześnie nie widzi jakiegokolwiek problemu w tym, że jest obywatelem brytyjskim. “Brytyjskość – co to oznacza? Jestem posiadaczem brytyjskiego paszportu, tak więc na poziomie kraju czy narodu posiadam tożsamość, która tak naprawdę jest tylko dokumentem uprawniającym do podróżowania. Ale jeśli zapytacie mnie, czy odczuwam lojalność w stosunku do Zjednoczonego Królestwa, królowej, jej wnuków Harry’ego, Williama czy teraz Kate, to odpowiem, że to zupełnie śmiechu warte.”

Historyk Mahmud z Alum Rock uważa, że przedstawiciele radykalnego odłamu islamistów podburzają do nienawiści między różnymi społecznościami tak samo, jak robią to zwolennicy supremacji białej rasy. Ale nawet on przyznaje, że polityka zagraniczna Wielkiej Brytanii szkodzi jej własnym próbom poradzenia sobie z rodzimym radykalizmem. Czuje też, że mniej ekstremalni islamiści, także salafici, powinni odgrywać rolę w deradykalizacji. Według niego byłoby “poważnym błędem” próbować przeszkadzać islamistom w przekonywaniu młodych mężczyzn, żeby wyrzekli się przemocy: „Nie można zlecić zwierzchnikowi protestanckiego duchowieństwa zadania przekonywania katolików. Ten sam model ma zastosowanie w naszym przypadku”.

“W negocjacjach zasadą numer jeden jest zrozumienie, z kim tak naprawdę masz do czynienia. Jeśli rozmawiasz z radykałem, a ty sam nie masz z nim żadnych punktów wspólnych, to szanse na obalenie jego poglądów i sposobu interpretacji rzeczywistości są  nikłe.” Mahmud nadal jednak uważa, że państwo ma do odegrania rolę w postępowaniu z radykalną młodzieżą. “Jeśli wszystko zostanie całkowicie pozostawione samej społeczności muzułmańskiej, co z pracą wywiadowczą?”, pyta. „Skąd członkowie społeczności mają wiedzieć, że ktoś jest gotów na przeprowadzenie zamachu? Jeśli coś wybuchnie, a my ich wcześniej o niczym nie poinformujemy, władze nie zostawią na nas suchej nitki. Będą pytać: ‘Dlaczego uważacie, że macie kompetencje, żeby w ogóle się tym zajmować? Dlaczego nas nie ostrzegliście?’.

I tak się właśnie będzie działo”.

Michael Holden, Stefano Ambrowi, William Maclean

Źródło: http://www.msnbc.msn.com/id/43155333/ns/world_news-europe/t/beyond-bin-laden-britains-fight-against-jihad/

Tłumaczenie: rol

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign