Bezpiecznie już było

Grzegorz Lindenberg

W ostatniej chwili udało się, dzięki amerykańskim nalotom, powstrzymać ofensywę ord Państwa Islamskiego przeciwko mniejszości Jazydów w północnym Iraku. A dzięki współpracy kurdyjskich wojsk z pochodzących z Syrii, Turcji i Iraku, udało się uratować ponad 100 tysięcy Jazydów i chrześcijan.

Kilkadziesiąt tysięcy przeprowadzono z góry Sinjar, na której, bez wody i pożywienia, schronili się uciekający Jazydzi.

Słowo „orda”, którym zwykle określano wojska tatarskie i mongolskie, bardziej pasuje do opisu sił zbrojnych ISIS niż termin „oddział”, oznaczający normalną jednostkę wojskową. Działanie islamistów przypomina działanie dawnych ord, ponieważ nastawione jest nie tylko na pokonanie zbrojnego przeciwnika. Jak w ukraińskiej dumce z XVII wieku:

Zadeptała orda końmi maleńkie dzieci!
Maleńkie zadeptała, a wielkie zabrała,
Do chana pognała

Dżihadyści ludność cywilną zabijają albo wypędzają, a armię nieprzyjaciela starają się tak przerazić, żeby raczej uciekała, niż walczyła. Dlatego schwytanych jeńców rozstrzeliwują, ukrzyżowują albo odcinają im głowy; podobnie postępują z ludnością cywilną, dodatkowo część kobiet gwałcą albo uprowadzają, żeby służyły jako niewolnice seksualne.

Zwyczaje Państwa Islamskiego, którego szef ogłosił się kalifem (władcą wszystkich muzułmanów) nie są jednak naśladowaniem Tatarów z XVII wieku, lecz oddziałów Mahometa z wieku siódmego. Sposób postępowania z pokonanymi przeciwnikami i ludnością cywilną ma swoje precedensy opisane w Koranie. Tam – i w relacjach z życia Mahometa, tzw. hadisach – islamiści znajdują zasady postępowania z chrześcijanami, którym daje się do wyboru nawrócenie na islam, płacenie gigantycznych podatków (w Iraku żądali ok. 400 dolarów miesięcznie od osoby, kiedy średnie dochody rodziny wynoszą mniej więcej tyle) albo śmierć. Inne wyznania nie mają opcji płacenia podatku, mogą decydować między nawróceniem a śmiercią (Koran przewidywał specjalne traktowanie tylko dla chrześcijan i żydów, potem dołączono jeszcze hindusów, których było zbyt wielu, żeby wszystkich, którzy się nie nawrócą, zabić).

ISISTrudno się dziwić, że ogromna większość chrześcijan, Jazydów i szyitów (uważanych za heretyków przez sunnickich islamistów) stara się uciec. Według ONZ od rozpoczęcia przez ISIS ofensywy w Iraku uchodźcami zostało ponad milion ludzi. Według cząstkowych danych w ostatniej ofensywie zabito, często w najbardziej barbarzyński sposób, przynajmniej tysiąc osób cywilnych, 1500 kobiet i chłopców uprowadzono, setki ludzi zginęły z głodu i pragnienia. Państwo Islamskie zajmuje w Syrii i Iraku terytorium wielkości Wielkiej Brytanii, ma do dyspozycji ponad 10 000 fanatycznych żołnierzy, miliard dolarów w gotówce i kontrolę nad wydobyciem ropy i rafineriami na opanowanym terenie. To nie dzieje się w odległym Afganistanie czy Somalii, lecz przy granicy z Turcją, niemal na progu Europy.

Zmiany na Bliskim Wschodzie

Powołanie „kalifatu”, jego brutalność i szybkość, z jaką opanowywał Irak spowodowały, że zagrożeni poczuli się nie tylko chrześcijanie z Iraku, lecz także szyici iraccy i szyicki Iran oraz Jordania, Arabia Saudyjska, Liban a nawet Turcja. Islamiści z ISIS szyitów nienawidzą jako heretyków, ale za heretyków uważają także rządy w krajach sunnitów, jako „nieislamskie”. Więc chociaż sunnicka Arabia Saudyjska początkowo wspierała IS i inne islamistyczne ugrupowania walczące z reżimem Assada w Syrii (opartego na bliskich szyitom alawitach i sprzymierzonego z szyickim Iranem) to teraz zaczyna się obawiać, czy przykład z Państwa Islamskiego nie okaże się zaraźliwy. Ściągają do niego ochotnicy nie tylko z Europy i USA (trzy ataki samobójcze przeprowadzone były w Iraku i Syrii przez takich ochotników), ale przede wszystkim z różnych krajów arabskich.

Jeszcze ważniejsze jest to, co stało się z Kurdami. Po raz pierwszy, przy ratowaniu Jazydów (którzy etnicznie, choć nie religijnie, są Kurdami), współpracowały ze sobą ugrupowania kurdyjskie z trzech krajów, w których Kurdowie starają się wywalczyć autonomię. Zachód gotów jest teraz dozbroić Kurdów irackich, żeby zwiększyć ich szanse w walce z IS – przedtem nie chciał tego robić, żeby nie osłabiać spójności Iraku. Zwiększony prestiż, znaczenie polityczne i siła militarna kurdyjskiego regionu w Iraku będą niezłą podstawą do przyszłego uznania jego niepodległości, o co tamtejsi Kurdowie na pewno wystąpią, po przeprowadzeniu planowanego na jesień referendum. Powstanie państwa kurdyjskiego, obejmującego być może również kurdyjskie tereny Syrii, w perspektywie kilku najbliższych lat jest niemal pewne. Z tego powinniśmy się tylko cieszyć – Kurdowie są jedyną w tym regionie grupą wyraźnie prozachodnią, o islamie tolerancyjnym i państwie świeckim a nie wyznaniowym.

Konsekwencje dla Europy

Nas w Europie głównie interesuje oczywiście, jak ten konflikt w Iraku i Syrii wpłynie na tutejszą sytuację. Po stronie pozytywów można przyjąć, że przyniesie imigrację chrześcijan i innych mniejszości z tamtego regionu – Francja już ogłosiła, że gotowa jest udzielać chrześcijanom schronienia, w Wielkiej Brytanii już kilka tysięcy się osiedliło. Takiej imigracji powinniśmy sobie życzyć, nie tylko bowiem będzie ona dużo łatwiej się integrować niż islamska, ale w Europie będzie też stanowić polityczną przeciwwagę dla islamistów. Chrześcijanie wypędzeni z Iraku czy Syrii nie będą skłonni do zgody na wprowadzanie szariatu do miast europejskich i specjalne względy dla islamskich mniejszości.

Po stronie negatywów musimy niestety spodziewać się zwiększonego zagrożenia terroryzmem. Z analizy przeprowadzonej jeszcze przed wojną w Syrii przez norweskiego eksperta Thomasa Hegghammera wynikało, że jeden na dziewięciu ochotników z Europy biorących udział w walkach dżihadystów zajmuje się po powrocie działalnością terrorystyczną. Przy szacowanej obecnie na około dwa tysiące liczbie ochotników z Europy możemy spodziewać się wkrótce ponad 200 wyszkolonych, fanatycznych terrorystów, szykujących w Europie nowe zamachy. Wprawdzie część z nich będzie po powrocie aresztowana (prawa większości krajów uważają za przestępstwo samo uczestnictwo w walkach w obcym kraju), ale niestety nie wszyscy.

Po stronie negatywów będzie też radykalizacja społeczności muzułmańskich w krajach europejskich. „Kalifat” bardzo przemawia do wyobraźni muzułmanów, a teraz to marzenie wydaje im się o krok od realizacji. Dlatego w Holandii już odbyła się demonstracja zwolenników Państwa Islamskiego, a ulotki z poparciem dla niego rozdawane były w Londynie. Chociaż islamscy uczeni z Arabii Saudyjskiej i Egiptu uważają ten „Kalifat” za uzurpatora, który powołany został niezgodnie z zasadami koranicznymi, to dla młodych muzułmanów w Europie nie musi to być argumentem. Im marzy się islam, który ponownie jest największą potęgą świata, tak jak był nią dopiero co, tysiąc lat temu. Na różne sposoby, również przez działania terrorystyczne tu na miejscu, będą starali się ten projekt popierać.

Mam nadzieję, że się rozczarują. Zbyt wiele państw poczuło się zagrożonych, żeby wróżyć Państwu Islamskiemu świetlaną przyszłość. Bez wsparcie religijnego autorytetów islamskich PI nie będzie miało masowego wsparcia ochotników; bez wsparcia finansowego z bogatych krajów arabskich nie będzie w stanie kupować broni i prowadzić wojny jednocześnie przeciwko opozycji w Syrii, armii syryjskiej, Kurdom i armii irackiej (o ile oczywiście w Iraku powstanie zdolny do działania rząd, co pewne nie jest).

Jednak im dłużej ten twór istnieje i im dłużej trwa konflikt w Syrii tym więcej dżihadystów z Europy znajdzie tam przeszkolenie i inspirację. A jeśli, jak uważa znakomity analityk David P. Goldman,  na Bliskim Wschodzie mamy do czynienia z początkiem wielkiej wojny religijnej sunnitów z szyitami, która wypali się dopiero po kilkudziesięciu latach i śmierci przynajmniej trzech milionów ludzi – to perspektywa nie wygląda najciekawiej. Nawet jeśli Putin odpuści Ukrainie.

Bezpiecznie już było.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign