Angielski Londyn odchodzi w przeszłość

Harriett Sargeant

W dzisiejszym Londynie mniej niż połowa mieszkańców to rdzenni Brytyjczycy, a gangsterzy z Somalii terroryzują przedmieścia.

Pewien Afgańczyk, którego poznałam podczas zbierania materiałów do raportu o imigracji dla „Daily Mail”, włamał się kiedyś razem ze mną do domku w Peckham. To była misja ratunkowa. W tym domu w południowo wschodnim Londynie każdy pokój był wypełniony łóżkami, materacami i migrantami. Znaleźliśmy mężczyznę, po którego przyszliśmy: ledwo oddychał. Inni migranci zaczęli na nas krzyczeć. Okazało się, że chory mężczyzna był im winny pieniądze, miał też dług u gangu przemytników. Musieliśmy go szybko wyprowadzić. To wydarzenie mną wstrząsnęło. Zobaczyłam Londyn jakiego nie znałam – biedę jak z Trzeciego Świata, wyzysk i przestępczość.

Pisarz Ben Judah odważnie opisuje to nieznane oblicze miasta w książce „ This Is London: Life And Death In The World City.” Ten młody korespondent wojenny poddaje swoje miasto analizie jak obcą metropolię, którą się ono stało. Od 2001 roku imigracja zmieniła stolicę. Obecnie ponad połowa Londyńczyków etnicznie nie jest Brytyjczykami.

Judah tłumaczy: „Urodziłem się w Londynie, ale nie poznaję tego miasta. Nie wiem czy kocham ten nowy Londyn, czy raczej mnie przeraża: to miasto, w którym co najmniej 55% mieszkańców nie jest Brytyjczykami, prawie 40% urodziło się za granicą a tysiące żyją tu nielegalnie”.

Kim są ci nowi Londyńczycy? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, Judah penetruje świat imigrantów. Spędził noc z romskimi żebrakami, którzy koczują w tunelach pod Hyde Parkiem. Zatrzymał się w noclegowni w Barking, we wschodnim Londynie. Zjednał sobie imponującą liczbę migrantów z całego Londynu, żeby opisać ich życie. Wszyscy – taksówkarz, który trudni się również myciem zwłok, rumuńska prostytutka w blond peruce, czy bogaty młody Afrykanin otoczony ochroniarzami ze swojego plemienia – wszycy otworzyli się przed pisarzem.

Ilość i autentyczność tych tych wywiadów poraża. W odróżnieniu od lewicowców, Judah mówi o prawdziwych skutkach imigracji, które dotyczą każdego aspektu życia. Zamożni Brytyjczycy nie mieszkają już w pięknych domach w Mayfair. Przedmieścia takie, jak Edmonton na północy miasta, nie są już domem dla aspirujących do lepszego życia, zrzeszonych w związkach zawodowych przedstawicieli klasy pracującej. Jeśli chodzi o białych gangsterów z East Endu, dziś można ich zobaczyć już tylko w filmach. To samo z prostytutkami z Soho. Nawet bezdomni rzadko kiedy są Anglikami. Osiągnęliśmy taki poziom liberalnej propagandy, że w dużej mierze pozostajemy ślepi na tę wstrząsającą transformację naszego miasta.

Judah krok po kroku przedstawia te zmiany – skutek otwarcia kraju na imigrację przez Partię Pracy. Lewicowcy i establishment biznesu gratulują sobie stworzenia otwartego miasta, które chętnie wita u siebie cały świat, podczas gdy w rzeczywistości straciliśmy kontrolę nad naszymi granicami i nie mamy nic do powiedzenia na temat tego, kto tu przyjeżdża.

CYTAT

Ostatnio Bruksela usiłuje szantażować Wielką Brytanię grożąc, że jeśli nie przyjmiemy 90 000 imigrantów rocznie, nie będziemy mogli odsyłać osób, którym odmówiono azylu, do bezpiecznych krajów na kontynencie. Potem okazało się, że trybunał orzekł, że grupa imigrantów z „obozu dżungli” w Calais ma prawo w ramach „praw człowieka” dołączyć do swoich krewnych w Wielkiej Brytanii. Ten precedens może mieć daleko idące skutki.

Multikulti oznacza niewolniczą pracę

Abstrahując od tej decyzji sądu, prawda jest taka, że duża część naszej polityki imigracyjnej jest obecnie dyktowana przez przestępców z gangów trudniących się szmuglowaniem ludzi do Wielkiej Brytanii. Wybrani przez nas liderzy mają niewiele do powiedzenia, a wyborcy i podatnicy jeszcze mniej. To właśnie gangsterzy decydują o tym, kto przybędzie do UK i w jakiej liczbie. To właśnie oni w dużej mierze decydują, co się stanie z imigrantami, kiedy już są na miejscu. Przekazując im kontrolę nad naszym systemem imigracyjnym stworzyliśmy warunki do rozwoju niebywałej przestępczości i nędzy – jak z czasów wiktoriańskich.

Jak do tego doszło? Zapomnijcie w ogóle o argumencie, że czynimy dobro wobec najbiedniejszych na świecie. Judah odkrywa, że multikulti dla wielu imigrantów oznacza niewolniczą pracę. Zaczyna się to, kiedy już kiedy przyszli imigranci słuchają naganiaczy gangów przemtyników ludzi. Obiecują oni, że Londyn to „drugi raj, gdzie każdy jest bogaczem”. W ofercie jest bezpłatna opieka zdrowotna, mieszkanie, edukacja i niezliczone zasiłki. Jest to kraina możliwości, bezpieczeństwa i co najważniejsze, dostępnych kobiet.

Agenci wyjaśniają, jak w pełni wykorzystać UK. „Londyn to kraina praw”, mówią. I mają rację. Jeśli opowiesz odpowiednią historię, pouczają, nigdy nie będziesz odesłany do domu. A jednak imigranci muszą płacić przemytnikom nawet wtedy, gdy są już w Wielkiej Brytanii. I to właśnie ten dług, czasami oprocentowany na 100%, jest przyczyną często oburzających warunków pracy, na które muszą się zgadzać. To prosty fakt, który lobby imigracyjne ignoruje – a jego straszne skutki ponoszą imigranci. Wielu z tych, którzy zgodzili się porozmawiać z Judahem, myślało, że w Anglii pieniądze będą leżeć na ulicy, wkrótce jednak na tę ulicę trafiali.

Cygan grający na skrzypcach w tunelu pod Park Lane tłumaczy: „Jesteśmy tu, by żebrać, odpracować nasze długi. Oddajemy egzekutorom wszystkie pieniądze. To oni przekonali nas, żebyśmy tu przyjechali, ale tych długów nigdy nie odpracujemy. Jesteśmy w potrzasku”. Wyjaśnia, że przemytnicy stanowią zagrożenie dla dzieci imigrantów, które zostały w swoich krajach, na przykład w rumuńskim mieście Slobozia. Próby sprzeciwu mogłyby skończyłyby się zemstą na ich bliskich. Judah szybko zrozumiał, że ludzie, którym udaje się tu dostać, stają się w rzeczywistości niewolnikami. W hotelowej pralni Afrykanie przeklinają oszustów, którzy przywieźli ich na sfałszowanych wizach i paszportach. Mężczyzna z Ghany dostał się do Anglii na wizie studenckiej; jak mówi, „chciał tylko nosić garnitur i pracować w biurze”.

Przemytnicy nie powiedzieli mu jednak, co się stanie, gdy będzie próbował szukać pracy jako nielegalny imigrant. Oszczędności z pięciu lat wydał w kilka miesięcy. Zamiast otworzyć własny biznes, zapełnia półki w magazynach. Jest sfrustrowany, zły, wykończony i ma świadomość, że zrujnował sobie życie. Nigdy nie ucieknie, nie wróci do domu do dzieci, ponieważ zarabia tak mało, że nigdy nie spłaci długu.

Legalni nienawidzą nielegalnych

W Londynie istnieje całe nielegalne miasto kilkuset tysięcy imigrantów. Uważa się, że ponad połowa z nich przybyła do Anglii po 2001 roku. To miasto nie istnieje w oficjalnych statystykach, jednak jak najbardziej istnieje dla pracodawców, którzy zatrudniają ludzi za pośrednictwem agencji pracy nie zadając żadnych pytań.

Osoby pracujące legalnie również odczuwają negatywne tego skutki, ponieważ znaczące liczby nowych imigrantów zaniżają pensje. Polski budowlaniec wyjaśnia, że na jego budowie angielscy majstrowie ze złością wspominają, że kiedyś zarabiali 15 funtów za godzinę, a dziś jest to zaledwie 7. „Nienawidzą mnie”, stwierdza prosty fakt, ale zaraz zaczyna narzekać na nowoprzybyłych Rumunów, którzy, jak twierdzi, zaniżają płace jeszcze bardziej. Tragiczne jest natomiast to, że politycy zdają się być nieświadomi nowej rzeczywistości. Poważnie debatują nad przewagą „zarobków niezbędnych do przeżycia” nad „płacą minimalną”.

Ludzie ci żyją na planecie maksymalnie oddalonej od codziennej rzeczywistości, na przyklad tej przed marketem budowlanym Wickes w Barking (Wschodni Londyn). Tutaj Judah spotkał ponad 80 Rumunów rozpytujących o pracę. Po 11 godzin dziennie przechadzają się w kołko czekając na „białego vana”. Przysłowiowy angielski „kierowca białego vana” (drobny przedsiębiorca, często arogancki i prostacki – przyp. tłum.) jest najlepszym pracodawcą. Najgorsi są Pakistańczycy, Turcy i Polacy. „Musimy walczyć o pracę, a oni wiedzą, że nie mamy wyboru, że jesteśmy głodni”. Dla tych ludzi płaca minimalna to luksus, o którym mogą tylko pomarzyć. Często pracują za znacznie mniej – jak ujął to jeden z nich „za kurczaka z frytkami”.

Miasto w kleszczach cudzoziemskich gangów

Razem z imigrantami przybyły do nas ich najgorsze gangi. Skoro migrantom jest tak łatwo się do nas dostać, nie jest to trudniejsze dla najgorszych kryminalistów. W efekcie wiele gangów z Somalii terroryzuje południowy Londyn, a gangi turckie kontrolują północny. Kurdowie i Albańczycy piorą brudne pieniądze w myjniach samochodowych w Tottenham i Kilburn. Gangi Wietnamczyków rosną w siłę i rozprowadzają już dwie trzecie mocnej marihuany na ulicach Londynu.

Judah spotkał człowieka z Grenady, zarabiającego krocie dilera kokainy, który następująco wspomina przeprowadzkę ze swoją matką do White City w Zachodnim Londynie, kiedy miał 12 lat: „Mieliśmy nadzieję na lepsze życie, ale znaleźliśmy się w strefie wojny. Dom pomocy był bardziej zepsuty i niebezpieczny niż Grenada, straciliśmy wszystkie złudzenia. Przez sześć miesięcy pobytu straciłem trzy czwarte swojej moralności”. Po kilku latach, kiedy mężczyzna był już uzależniony od kokainy, obudził go krzyk matki. Znalazła pistolet w lodówce i kule na kanapie. Krzyczała: „Policja cię zabije, gangsterzy cię zabiją! Dziecko, dlaczego ja cię przywiozłam do tego kraju?”.

Również seks biznes odczuł skutki naszej chorej polityki imigracyjnej. Obecnie 96% prostytutek to imigrantki, w dużej mierze Albanki. Gangsterzy zazwyczaj ściągają dziewczyny z Moldawii obiecując pracę w modelingu, potem gwałcą je i sprzedają jako żywy towar. Widziałam skutki tego procederu, kiedy przy cichej uliczce niedaleko podstawówki mojego syna w Hampstead otwarto burdel. Matka jednego z kolegów mojego syna mieszkała naprzeciwko. Była zastraszana przez groźnie wyglądających mężczyzn w skórzanych kurtkach, którzy przesiadywali w pobliskiej kawiarni całymi dniami. Poszła na policję i powiedziała, że dziewczęta zamknięte na piętrze są nieletnie i nigdy nie wychodzą. W efekcie zniszczono jej samochód. Uznała to za ostrzeżenie, żeby nie wtykała nosa w nie swoje sprawy. Policja niczego nie zrobiła, a moja znajoma nigdy już nie podjęła tego tematu.

W końcu imigracja zmieniła również narodowość londyńskich bezdomnych. Dziś na ulicach żyje ich około 5 000, głównie Polaków i Rumunów. W północnym Londynie rozładowują ciężarówki dla tureckich sklepikarzy w zamian za piwo. Niektórzy jedzą pieczone szczury w zaułkach Tottenham i Haringey.

Anglicy wymierają

W tym nowym Londynie brakuje tylko jednej narodowości – urodzonych w Londynie białych. Niemal wszyscy imigranci zwracją na to uwagę. Ben Judah rozmawiał z Polakiem, który pracuje jako rejestrator urodzeń i zgonów w Catford Bridge. Jest to doskonałe stanowisko do obserwacji zmian etnicznych. W nowym Londynie 57% dzieci rodzi się imigrantkom. Jeżeli jednak chodzi o zgony, większość to starsi biali Brytyjczycy. Inny imigrant komentuje: „Anglicy wymierają”. I wspomina, że kiedyś na targowiskach słychać było tylko angielskie głosy, „zachwalające towary z cockneyowskim akcentem. Teraz już tego nie ma”. Urodzony w Nigerii policjant mówi: „Anglicy zanikają. Londyn nie jest już angielskim miastem… to patchwork róznych gett”.

W latach 1971-2011 liczba białych Brytyjczyków z Londynu spadła z 86% do 45%. To w dużej mierze starsi przedstawiciele klasy pracującej mówiący cockneyem, który najprawdopodobniej zaniknie w ciągu 15 lat. W jednej ze szkół na East Endzie widziałam zdjęcia klasy z lat 30. Wówczas cała klasa była biała, dziś nie ma w szkole ani jednego białego dziecka.

Przy ulicy Old Kent Road Judah znalazł tylko jednego brytyjskiego sklepikarza – właściciela sklepu z artykułami dla hydraulików. Mężczyzna uważa, że Brytyjczycy wyginą tak, jak ich puby. Wcześniej było ich przy tej ulicy dwanaście. Jeden zamieniono w nigeryjski meczet, inny w klub nocny Afrikiko, resztę po prostu zburzono. Afrykańskie kościoły zajęły wielkie hale bingo, kina i puby, wcześniej chętnie odwiedzane przez starą brytyjską klasę pracującą. W Brent i Harlesden biała populacja skurczyła się o 30% od 2001 roku. Przedmieścia takie, jak Edmonton, dawniej enklawy białych, gdzie wychował się znany Torys Norman Tebbit, obecnie są domem imigrantów.

Te znaczące zmiany demograficzne zachodzą zarówno w bogatych dzielnicach, jak i w tych biedniejszych. Połowa mieszkańców Kensington i Chelsea urodziła się za granicą, a z tego jedna trzecia przyjechała po 2001 roku. 40% z nich nie ma brytyjskiego paszportu. Światowa imigracja zmieniła te obszary równie radykalnie, jak inne części Londynu. Brytyjska klasa wyższa i wyższa klasa średnia zostały wyparte z Mayfair, podobnie jak biała klasa pracująca została wyparta z East Endu.

Jak więc stosunkowo uczciwy, płacący podatki Anglik, ma szansę konkurować o zakup nieruchomości z członkami globalnej elity? Jak wyjaśnia młody Nigeryjczyk, wielu z nich nie płaci podatków, a swoje fortuny zarobili w krajach, gdzie kwitnie korupcja. W tej sytuacji kolejne pokolenie Brytyjczyków chroni się w takich miejscach jak Peckham – jak opisuje to Judah: „Biadoląc nad swym nowym kodem pocztowym i odczuwając gorycz właściwą uchodźcom”.

Judah skrupulatnie odmalował żywy i pełen desperacji portret współczesnego Londynu. Jego obserwacje rzucają światło na procesy, które doprowadziły do sytuacji, w której Brytyjczycy są tak zaślepieni lewicowymi dogmatami i poprawnością polityczną, że ledwie garstka osób zauważyła kompletną transformację naszej stolicy.

Nikt się nie zastanawiał, dlaczego straciliśmy kontrolę nad naszymi granicami, a potem pozwoliliśmy cudzoziemskim gangom wykorzystywać imigrantów. Nikt nie zastanawia się też, czy odpowiada nam ten nowy Londyn, ze swoim skrajnym bogactwem lub nędzą obcokrajowców. Niekontrolowana imigracja zmieniła Londyn na zawsze. A co najgorsze, żaden z naszych przywódców nawet nie kiwnął palcem, żeby to zatrzymać.

Tłumaczenie Gabbie Batyn, na podst. www.dailymail.co.uk
Sródtytuły: red. Euroislamu

3Autorka jest brytyjską publicystką I pisarką, współpracuje m.in. z „Daily Mail”, „The Spectator” i Sky TV. Napisała książkę o brytyjskich gangach, „Among the Hoods”.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign