Ameryka chwali i wspiera rząd terrorystów

David Rubin

******

Po wojnie w Strefie Gazy byliśmy świadkami niepokojących oświadczeń i działań ze strony władz amerykańskich, które każą wątpić w ich wiarygodność jako przywódców wolnego świata i sojuszników Izraela.

O ile amerykańskie ataki lotnicze na barbarzyńców z Państwa Islamskiego – stanowiące element wsparcia dla stosunkowo prozachodnich Kurdów i innych mniejszości w Iraku – należy uznać za pozytywne zjawisko, o tyle niepokojący i podejrzany jest brak działań w Syrii. Na tym froncie Amerykanie nie są zbyt chętni, aby urazić zaufanego przyjaciela prezydenta Obamy, tureckiego premiera Erdogana, którego represyjne, antykurdyjskie (by nie wspomnieć o antyizraelskim) podejście jest powszechnie znane.

Ostatnim dowodem na to, że nie można już dłużej liczyć na Wujka Sama, jest reakcja Stanów Zjednoczonych na pierwsze posiedzenie rządu jedności Autonomii Palestyńskiej w Gazie. Rzeczniczka Departamentu Stanu, Jen Psaki, określiła spotkanie przywódców Hamasu i Fatah jako „pozytywny krok”. Nie ma więc wątpliwości, że za oświadczeniem departamentu pójdą konkretne działania. Administracja Obamy zadeklarowała już około 118 milionów dolarów na odbudowę Strefy Gazy po ostatniej wojnie terroru, jaką Hamas wypowiedział Izraelowi. Władze argumentują tę decyzję zapewnieniem, że pieniądze nie trafią do Hamasu, lecz do „rządu technokratów” Autonomii Palestyńskiej.

Na wypadek, gdybyśmy naiwnie założyli, że polityczni przywódcy Ameryki rzeczywiście wierzą w te bzdury, należy przypomnieć, że mamy do czynienia ze swoistym déjà vu: W Ramallah, 7 grudnia 2006 roku, prezydent Muhammad Abbas twierdził, że „celem zakończenia ówczesnego kryzysu było utworzenie narodowego rządu technokratów, którego zadaniem będzie zakończenie oblężenia społeczności palestyńskiej”.

obi i abbByliśmy tam, przystaliśmy na to i mam nadzieję, że my, Izraelczycy, nie damy się nabrać po raz kolejny. Przez kolejnych siedem lat „rząd technokratów” Abbasa skutecznie przekazywał terrorystom i ich rodzinom setki milionów dolarów, z „technokratyczą” wydajnością, która napawałaby dumą samego Adolfa Eichmanna.

I nie zapominajmy, że Abbas jest pracodawcą, który potrafi korzystać z okazji – jego fundusze, w skuteczny sposób wydawane przez jego technokratów, trafiają nie tylko do terrorystów z Fatah, ale także do terrorystów z Hamasu, Islamskiego Dżihadu i innych organizacji terrorystycznych, działających na obszarze Autonomii Palestyńskiej

Pytanie, czy Amerykanie rzeczywiście wierzą, że sprawującej władzę terrorystycznej koalicji Hamas-Fatah można ufać, tak naprawdę nie jest tutaj najważniejsze. Odpowiedź na nie już teraz powinna być dla nas jasna. Pytaniem, bardziej kłopotliwym, którego nikt nie chce zadać jest to, czy możemy ufać samym Amerykanom. Owszem, system obronny Żelazna Kopuła – opłacony częściowo przez Stany Zjednoczone – ocalił życie wielu ludziom i powinniśmy być wdzięczni Amerykanom za ich finansowe wsparcie. Niemniej jednak, jeśli przyjrzymy się obecnej strategii politycznej, Obama nie jest po stronie Izraela, a w rzeczywistości wspiera najbardziej zagorzałych przeciwników tego kraju.

Gdyby Izrael nagle ogłosił swoje poparcie dla ISIS, Amerykanie z pewnością – i słusznie – czuliby się zdradzeni. W podobny sposób, uporczywe wsparcie Amerykanów dla wrogów Izraela: dla Hamasu, Fatah i Islamskiego Dżihadu, jest postępującym aktem zdrady w stosunku do lojalnego sojusznika i nie powinniśmy twierdzić, że jest inaczej.

Z pewnością doprowadzi to do sporów i – być może – zupełnie przypadkiem zmniejszy szanse Demokratów w zblizających się wyborach uzupełniających. Tego typu zdradę w stosunku do lojalnych sojuszników Ameryki powinno się podkreślać i publicznie obnażać.

Tłum. Bohun, na podst. http://www.israelnationalnews.com

David Rubin był burmistrzem miasta Szilo w Izraelu. Kieruje fundacją Shiloh Israel Children’s Fund, napisał kilka książek, w tym „Peace for Peace” i „The Islamic Tsunami”.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign