Allah i kobieta w Yale

Daniel Gelernter

Ayaan Hirsi Ali przemawiała w Yale, lecz prasa utyskiwała, że obyło się bez głośnych protestów, które trafiłyby na nagłówki gazet. Mała grupa rozdawała ulotki na zewnątrz, ale w środku było cicho.

 

5

Brak protestów wynika głównie z dobrego planowania – wszystkie miejsca były zajęte, ale nie przewidziano miejsc stojących, więc boczne nawy pozostały puste. Jednak przede wszystkim warto podkreślić fakt, że Ayaan Hirsi Ali jest powszechnie ceniona. Wśród setek osób, którym nie udało się kupić biletów, wielu trzymało w ręce jej autobiografię „Infidel” z nadzieją, że uda im się wysłuchać wykładu i być może zdobyć autograf. Z kolei międzynarodowa organizacja przestępcza zapowiedziała, że jeśli wykład Hirsi Ali się odbędzie, tym samym wyda ona na siebie wyrok śmierci. Ta jednak nie uległa pogróżkom, co samo w sobie powinno wzbudzić podziw każdego Amerykanina.

Być może protest przeciwko Hirsi Ali spalił na panewce również przez to, że tamtejsi frontowcy strasznie się wygłupili. Yale’s Muslim Students Association (MSA, Stowarzyszenie Muzułmańskich Studentów w Yale) zostało szeroko potępione za list otwarty, w którym sprzeciwia się jej wizycie w kampusie, argumentując, że brakuje jej kompetencji, aby wypowiadać się na temat islamu. (Cóż z tego, że została wychowana na muzułmankę i obecnie nałożono na nią fatwę.) Okaleczenie żeńskich narządów płciowych w dzieciństwie i zmuszenie do małżeństwa określono w liście jako „nieszczęśliwy zbieg okoliczności”.

List stowarzyszenia został rzekomo podpisany przez 35 organizacji studenckich, jednak w dniu wystąpienia Hirsi Ali poranne wydanie „Yale Daily News” donosiło, że wiele ugrupowań studenckich – w tym Yale Hillel, Yale Friends of Israel oraz Women’s Leadership Initiative – zostało wymienionych na liście sygnatariuszy bez ich zgody.

Próby uciszenia Ayaan Hirsi Ali w ciągu ostatniej dekady obejmowały szeroki zakres działań, od grożenia śmiercią do uprzejmych sugestii, żeby zabroniono jej wstępu do kampusów. Wszystkie tylko umacniały pozycję tej niezwykle wysokiej kobiety. Majestatyczne zachowanie uzupełnia stonowany i gustowny strój. Mówi powoli, z soczystym i mocnym akcentem. Ale nie ma osoby, która przemawiałaby w tak bezpretensjonalny sposób.

Hirsi Ali zaczęła od podziękowań dla uniwersytetu Yale, wspominając jednocześnie Brandeis University. Kilka miesięcy temu instytucja ta przyznała jej akademicki tytuł honorowy, lecz szybko się z tego wycofała, anulując też zaproszenie na ceremonię wręczenia dyplomów.

Pochwały dla Yale były nieco na wyrost: to nie uniwersytet zaprosił ją, aby wygłosiła przemówienie w kampusie, lecz William F. Buckley Jr. z grupy konserwatywnej młodzieży. Być może Yale pójdzie za ciosem i wiosną przyzna jej honorowy doktorat. To byłoby coś. Ten jeden gest zmieniłby Yale w bastion wolności w czasach, gdy amerykańskim uniwersytetom grozi przeistoczenie w wymyślone, piekielnie drogie kabarety.

Hirsi Ali została przedstawiona przez Harveya Goldblatta, profesora slawistyki, który chwalił jej odwagę, a w szczególności pracę na rzecz wolności kobiet. Ponadto przypomniał zgromadzonej publiczności, że w dobrym akademickim tonie jest wysłuchanie też strony przeciwnej. Zadziwiające jest to, że na uniwersyteckim kampusie trzeba o tym przypominać, ale jeszcze bardziej uderza fakt, że Goldblatt przybrał przy tym niemal błagalny ton. Była w tym ukryta nuta bezsilności podobna tej, gdy właściciel saloonu na Dzikim Zachodzie występuje z szeregu i zwraca się do lokalnych rzezimieszków słowami: „Proszę was, nie chcemy tu żadnych kłopotów”.

Protestujący, którzy ostrzegali przed demagogiczną retoryką serwowaną przez ideologiczną podżegaczkę musieli być szczerze rozczarowani. Hirsi Ali to subtelna i uważna oratorka. Nie rzucała krwistymi sentencjami szukając poklasku, ale mimo tego często nagradzano ją brawami.

Jej teza była prosta: wszelkie próby poradzenia sobie z islamskim terroryzmem są zdane na niepowodzenie, dopóki nie uznamy ich związku z samym islamem. Każda religia ma swoje „serce”, a „sercem” islamu jest podporządkowanie się Allahowi.

W istocie takie jest znaczenie słowa „islam” – podporządkowanie bogu. Tak zatytułowany jest również film Hirsi Ali nakręcony we współpracy z holenderskim reżyserem Theo van Goghiem, który poddaje krytyce traktowanie kobiet w islamie. W konsekwencji Van Gogh został zamordowany przez islamskiego ekstremistę.

Hirsi Ali podkreślała, że nie ma, jak niektórzy usiłują sugerować, “wielu oblicz islamu” – za to jest kilka grup muzułmanów: pierwsza grupa to radykałowie, którzy chcą zmusić cały świat do wyznawania islamu i zniszczyć wszystko, co odmienne. Grupa druga, do której należy większość, przejawia „stan dysonansu poznawczego” – jest rozdarta między ortodoksyjnym nauczaniem pierwszej grupy, a ich własnym sumieniem, które stoi w opozycji wobec działań terrorystycznych. Grupa trzecia, najmniejsza, to muzułmańscy zwolennicy reformacji, którzy nawołują m.in. do rozdziału meczetów od państwa. Członkowie trzeciej grupy są ekskomunikowani, skazywani na wygnanie, zastraszani i mordowani.

Hirsi Ali wiąże nasilenie islamskiego terroryzmu z umacnianiem się pierwszej grupy. Ten nowy porządek stanowi drastyczną odmianę względem zasad, na których się wychowała. Gdy była małym dzieckiem, w Somalii podchodzono do tego znacznie bardziej pobłażliwie: przestrzegano tych zasad, które było się w stanie przestrzegać: “Jeśli zaniedbało się obowiązki religijne, nie ponosiło się konsekwencji”.

Potem jednak pojawiła się nowa kasta “religijnych kaznodziei.” Większość z nich została przeszkolona w Arabii Saudyjskiej. Grupa ta utrzymywała, że należy przestrzegać wszystkich zasad zgodnie z literą prawa pochodzącego z VII wieku, a ponadto, jeśli przyjaciele czy rodzina nie dotrzymują wymaganych standardów, należy na nich donieść. Jeśli się nie zmienią, należy zerwać z nimi związki. Chrześcijan należy nawrócić lub zerwać z nimi związki. Żydów trzeba unicestwić.

Hirsi Ali zaliczyła studentów z MSA do grupy drugiej. Są to muzułmanie, którzy powinni sprzeciwiać się radykałom, ale często bezrefleksyjnie (lub ze strachu) kierują swoje ataki w niewłaściwym kierunku. Według niej islamofobia jest terminem pełnym obłudy. Oczywiście istnieją wszelkiej maści bigoci, zawsze tak było. Ale dlaczego nie mamy krytykować islamu tak, jak krytykujemy każdą inną religię? Jeśli potraktujemy islam wyjątkowo i nie będziemy go krytykować, to będzie prawdziwy strach przed islamem. To będzie prawdziwa islamofobia.

W słowie końcowym Hirsi Ali zakwestionowała stanowisko MSA pytając, kto tak naprawdę szkaluje wizerunek islamu. Czy studenci powinni protestować przeciwko muzułmańskim reformatorom, czy też przeciwko Boko Haram, która umieszcza Koran między dwoma kałasznikowami na swojej fladze? Inskrypcja na fladze głosi: “Nie ma boga prócz Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem”. Flaga Arabii Saudyjskiej zawiera te same słowa podkreślone mieczem. W obu przypadkach zwykła inskrypcja teologiczna stała się jawną groźbą.

Hirsi Ali zapytała więc: „Czy poddacie się, pasywnie lub aktywnie, czy też wreszcie staniecie po stronie Allaha?. Czy pozwolicie, żeby radykalni kaznodzieje zniszczyli wasze społeczności, czy powiecie im, żeby się odwalili?”

Ta inspirująca mowa dałaby pewnie muzułmańskim studentom do myślenia, gdyby przedstawiciele MSA byli na sali. Mam nadzieję, że chociaż później sięgnęli po transkrypcję.

cc syty na podst. www.weeklystandard.com

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign