Mamy wojnę?

Piotr Ślusarczyk

Moja przyjaciółka, mieszkająca niedaleko Monachium, napisała mi sms: „Mamy wojnę, nie mogę przestać płakać”.

Słowa te były spontaniczną reakcją na informację o zamachu terrorystycznym w centrum handlowym w stolicy Bawarii.

Zgadzam się z nią. Wojna ta w niczym jednak nie przypomina tych znanych z niedawnej historii. Zamiast wrogich armii stających naprzeciwko siebie, mamy anonimowych islamskich fanatyków. Zamiast rządów skoncentrowanych na bezpieczeństwie obywateli, mamy nic nie znaczące zapewniania o walce z terroryzmem. Zamiast mediów informujących o zagrożeniach, mamy codzienną porcję agitacji w duchu multi-kulti.

Beztroska i upór w wypieraniu faktów się jednak nie zmienia. W pamiętniku Franza Kafki pod datą 28 sierpnia 1914 roku możemy przeczytać krótki wpis: „Wybuchła wojna. Pływałem”. Dziś wielu z nas może napisać to samo.

Prawdopodobnie znów islamiści

Oficjalne źródła milczą na temat tożsamości sprawców zamachu. Wszystko jednak wskazuje na to, że dokonali go islamscy fanatycy. Dlaczego? Po pierwsze odpowiedzialność za zamach wzięło na siebie Państwo Islamskie, po drugie akcja ta była na tyle skutecznie zorganizowana, że sprawcom udało się zbiec. Po trzecie w końcu, po aktach barbarzyństwa w Nicei, Państwo Islamskie, zresztą nie pierwszy raz, groziło Niemcom. W końcu trzeba powiedzieć, że parę dni temu nawet kanclerz Niemiec przyznała, że wśród imigrantów przybyłych do Republiki Federalnej mogą być terroryści.

„Damy radę” ?

Dworzec w Monachium został zamknięty, a jeszcze parę miesięcy temu na peronach stali Niemcy z balonikami i tabliczkami, witającymi muzułmańskich imigrantów. Angela Merkel zapewniała: „Wir schaffen es” (damy radę). Dziś w niemieckim społeczeństwie wrze. Po doświadczeniach masowej przemocy wobec kobiet, do jakich doszło aż w 12 landach (tak na marginesie – pamiętamy tylko o Kolonii), wielu niemieckich obywateli otwarcie albo po cichu wspiera ruchy antyislamskie.

CYTAT

Muzułmański terroryzm jest śmiertelnym zagrożeniem nie tylko dla obywateli, ale także dla elit rządzących w Niemczech. Przecież to ci ludzie przez wiele lat lansowali model wielokulturowości, mówili, że islam wzbogaca naszą kulturę, a wielu otwarcie negowało istnienie terroryzmu islamskiego. Jest także oczywiste, że każdy akt terrorystyczny kompromituje rząd i wzmacnia opozycję.

Elity w strachu

Ta zależność jest bardzo dobrze znana mediom głównego nurtu oraz politykom, dzierżącym obecnie ster władzy. Dlatego też wykonują szereg nerwowych ruchów. Po wydarzeniach w Kolonii policja nie zawahała się opublikować kłamliwego komunikatu: „Noc sylwestrowa przebiegła spokojnie”. Dalej przed obywatelami ukrywa się skalę przestępstw popełnianych przez tzw. uchodźców.

Strach niemieckich elit jest tak duży, że masowo stosują represje wobec własnych obywateli, którzy ośmielają się krytykować politykę azylową rządu. Rzecz jasna, podpierają się paragrafem kodeksu karnego, zakazującym mowy nienawiści. Jednym słowem niemieckie władze w kontekście problemu z muzułmańskim terroryzmem zachowują się i niekonsekwentnie, i nieprzejrzyście. W tej sytuacji nie dziwi, że w ostatnim czasie lawinowo spada w Niemczech zaufanie do mediów i polityków.

Ja też nie jestem przekonany, że informacje, jakie przekaże na temat zamachu w Monachium policja i rząd, będą kompletne i prawdziwe. Dlaczego? Bo prawda o politycznym islamie i muzułmańskim terroryzmie jest groźna dla klasy politycznej.

Jednak z jednym, co mówi Angela Merkel, można się zgodzić: przybysze muzułmańscy faktycznie rozwiążą problemy z naszymi emeryturami – bo jak tak dalej pójdzie, to wielu z nas nie będą one już potrzebne.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign